Aleksander B. był zatrudniony w jednym z największych białostockich przedsiębiorstw na stanowisku windykatora należności firmy. Jego praca polegała na ciągłych wyjazdach, dlatego też firma oddała mu do dyspozycji samochód, laptopa i komórkę. Jednocześnie był radcą prawnym prowadzącym własną kancelarię.
W lutym 2005 r. jeden ze współpracowników znalazł na jego biurku wezwania do sądu na rozprawy niedotyczące firmy, w której pracował. Szef wystąpił więc do sądu z prośbą o informacje, jakie to są sprawy. Z informacji zwrotnej wynikało, że były to prywatne sprawy prowadzone przez kancelarię Aleksandra B.
Na tej podstawie w marcu 2005 r. został dyscyplinarnie zwolniony z pracy. Gdy zwrócił się do sądu o przywrócenie do pracy, zarówno sąd rejonowy, jak i okręgowy uznały rację pracodawcy i stwierdziły, że zwolnienie nastąpiło zgodnie z prawem. W skardze kasacyjnej do Sądu Najwyższego Aleksander B. zarzucił nieprawidłowe zastosowanie przepisów kodeksu pracy dotyczących rozwiązania z pracownikiem umowy bez wypowiedzenia. Pośród zarzutów najważniejsze dotyczyły powołania się na dwie różne podstawy zwolnienia, jakie znalazły się we wniosku skierowanym do związku zawodowego i w oświadczeniu pracodawcy, które otrzymał Aleksander B. Ponadto powołał się na zeznania jednego ze świadków, który występował w procesie, że przełożeni Aleksandra B. od dawna wiedzieli, iż podczas pracy zajmuje się on swoją prywatną praktyką, i nie reagowali na to. Został więc jego zdaniem naruszony przepis art. 52 § 2 kodeksu pracy. Mówi on, że rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia z winy pracownika nie może nastąpić po upływie jednego miesiąca od uzyskania przez pracodawcę wiadomości o okoliczności uzasadniającej rozwiązanie tej umowy. W ten sposób zdaniem Aleksandra B. zwolnienie dyscyplinarne z pracy nastąpiło niezgodnie z prawem, gdyż dawno minął już termin, kiedy pracodawca mógł się powołać na naruszenie przez niego obowiązków pracowniczych.
SN na wtorkowej rozprawie oddalił jednak jego skargę kasacyjną. W uzasadnieniu do wyroku sędzia Teresa Flemming-Kulesza powiedziała, że różnice w pismach skierowanych do związku zawodowego i Aleksandra B. są jedynie redakcyjne. Choć użyto innych słów, z obu wynikało jednoznacznie, że podstawę zwolnienia stanowi zajmowanie się przez Aleksandra B. prywatnymi usługami prawnymi w czasie przeznaczonym na pracę.
Jeśli chodzi o zachowanie miesięcznego terminu rozwiązania umowy o pracę, sąd powołał się na dwie okoliczności. Przede wszystkim pracodawca, zanim zwolni pracownika dyscyplinarnie, powinien działać uważnie, na podstawie potwierdzonych faktów. Co prawda miesiąc na postawienie zarzutów stanowi gwarancję dla pracownika, że nie może być dłużej trzymany w niepewności co do tego, czy zostanie zwolniony dyscyplinarnie z pracy. Ale świadek, który podczas procesu mówił, że ta sytuacja była znana pracodawcy od miesięcy, nie był w stanie podać na potwierdzenie tego konkretnego terminu. Z kolei inny świadek zdecydowanie twierdził, że pracodawca Aleksandra B. dowiedział się o naruszeniach w lutym, czyli tuż przed zwolnieniem.