Wolność słowa, którą gwarantuje mieszkańcom Europy konwencja praw człowieka i podstawowych wolności, nie jest absolutna. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu wielokrotnie podkreślał w swoich wyrokach, że z tego prawa należy korzystać tak, by nie naruszać dóbr osobistych innych osób. Powstaje jednakowoż pytanie, co z profesjami, w których przesada w ekspresji jest niejako wpisana w ich zawód?
Taką szczególną grupą ryzyka są prawnicy. Z jednej strony wymaga się od nich biegłości w mowie, z drugiej nakłada na nich obowiązek, by ich wypowiedzi były wyważone. Jak zatem znaleźć złoty środek?
W swoim niedawnym wyroku (sprawa Schmidt przeciwko Austrii, 2008) Trybunał dość precyzyjnie określił, kiedy adwokat przekracza granice akceptowanej krytyki. Orzeczenie to jest o tyle interesujące, że dotyczyło sytuacji, w której wypowiedź prawnika miała na celu wybronienie jego klienta, a więc była bezpośrednio związana z wykonywaną pracą.
Okoliczności tej sprawy były zaś takie: mecenas Schmidt, adwokat praktykujący w Wiedniu, reprezentował swego klienta (przedsiębiorcę) w sporze z regionalną austriacką Agencją Inspekcji Żywności. Zarzuciła ona przedsiębiorcy nieprzestrzeganie przepisów sanitarnych dotyczących mrożonek. Odpierając na piśmie zarzuty agencji, adwokat stwierdził, że „próbuje się [niecnych] sztuczek w opinii eksperckiej, która stawiała memu klientowi zarzuty o charakterze kryminalnym”.
Za to stwierdzenie (niem. Schummelwersuch, ang. „attempt to play tricks on my client”) agencja zażądała ukarania mecenasa przez okręgową izbę adwokacką. Po długotrwałym procedowaniu przed sądami dyscyplinarnymi korporacja ostatecznie uznała, że Schmidt dopuścił się zniesławienia agencji i ukarała go za to pisemnym upomnieniem. Powód apelował jeszcze do sądu konstytucyjnego, ale bez powodzenia.