Artykuł Tomasza Wardyńskiego („Rz” z 17 października, „[link=http://www.rp.pl/artykul/205918.html]Ustrój adwokatury nie jest wyłączną domeną korporacji prawniczych[/link]”) wywołał spore emocje w środowisku, choć nie dlatego, że postuluje konieczność pilnych i głębokich reform. Już od kilku lat toczy się przecież dyskusja o potrzebie zmian. Potwierdziły to głosy delegatów na ostatnim Zjeździe Adwokatury. W tym kontekście tezy autora artykułu nie są niczym nowym.
Jest oczywiste, że adwokatura musi budować społeczne zaufanie, że zmiany muszą być poprzedzone głęboką i rzeczową dyskusją oraz odpowiadać społecznym potrzebom.
Trudno się też nie zgodzić, że reformy muszą dotyczyć nowej formuły zastępstw procesowych z urzędu, pomocy dla ubogich oraz finansowania takich działań. Nikt rozsądny nie zakwestionuje też tezy autora, że trzeba rozwiązać kwestię obowiązkowych ubezpieczeń zawodowych oraz przeciwdziałać patologiom w postępowaniu adwokatów, które zdarzają się tak jak w innych grupach zawodowych.
Wreszcie, nie budzi żadnych zastrzeżeń pogląd, że reforma adwokatury powinna być zgodna z rozwiązaniami demokratycznego państwa prawa.
Takie ogólne stwierdzenia, powszechnie akceptowane, nie wnoszą nic do dyskusji o reformach poza tym, że ładnie brzmią dla niezorientowanego czytelnika.