Platforma społecznościowa Facebook, która milionom internautów z całego świata służy jako miejsce rozrywki, bywa też miejscem popełniania przestępstw. Coraz więcej z nich to groźby karalne. Tylko w 2013 r. policja wszczęła ponad 24 tys. spraw o kierowanie takich gróźb, w tym samym czasie stwierdzono prawie 26 tys. takich przestępstw.
Jeśli do gróźb dochodzi za pośrednictwem FB, prokuratura ma ograniczone możliwości działania. Współpraca administracji FB z polskimi organami ścigania pozostawia wiele do życzenia. Dość swobodnie podchodzą oni do wniosków polskiej policji czy prokuratury, zasłaniając się faktem, że są pod jurysdykcją USA. Sami radzą sobie dużo lepiej. Pewna 12-letnia dziewczyna z kanadyjskiego miasteczka decyzją sądu dostała roczny zakaz korzystania z Facebooka. To kara za groźby wobec koleżanek.
Art. 190 kodeksu karnego za groźby karalne przewiduje grzywnę, ograniczenie wolności albo do dwóch lat więzienia. Kary nie odstraszają sprawców. „Jeśli pokażesz się u mnie na osiedlu, to cię zabiję", „Pilnuj swojego męża, bo wróżka mówi, że stanie mu się coś złego" – takie wpisy można dziś bez trudu znaleźć na FB. To, czy zajmie się nimi prokuratura, zależy od zachowania adresata. Jeśli złoży zawiadomienie, organy ścigania muszą szukać sprawcy. I tu pojawia się kłopot.
– Trzeba dotrzeć do autora wpisu i IP komputera – wyjaśnia „Rz" prokurator Jacek Skała. Samo IP nie świadczy jednak o osobie, ale jedynie o urządzeniu końcowym, a kto z niego korzystał – to już kolejna sprawa. Jeśli amerykańskie organy nie odpowiadają, prokuratura nie ma możliwości wykrywczych. Co wtedy?
– Sprawę trzeba umorzyć albo ze względu na niewykrycie sprawcy, albo z braku dowodów – wyjaśnia. Opowiada, że już samo ubieganie się o pomoc strony amerykańskiej jest bardzo czasochłonne. Wniosek wraz z uzasadnieniem krąży po wyższych szczeblach prokuratury aż do prokuratury generalnej. Tłumaczenie wraca tą samą drogą.