To było gorące pół roku. Całkiem nowy urząd, nowa funkcja, same zmiany. Nie tak to miało wyglądać. Czy nie żałuje pan dziś startu i wygranej?
Andrzej Seremet:
To prawda, trafiłem na bardzo gorący czas. W dodatku nie przestaje on być gorący, a im dalej, tym robi się goręcej. Nikt nie był przygotowany na to, co wydarzyło się w ostatnich miesiącach. Także ja. Proszę się więc nie dziwić momentom zwątpienia, jakie przeżywałem, o czym zresztą mówiłem publicznie. Te chwile trwały krótko, podniosłem się i walczę dalej.
Zamiast jednak reformować prokuraturę, musiał się pan zająć smoleńskim śledztwem. A nowa prokuratura wciąż czeka na zmiany. Czeka też środowisko trochę zaniepokojone tym, że niewiele się zmienia.
Zdecydowanie więcej czasu chciałbym poświęcić na realizację pomysłów, z jakimi przyszedłem do Prokuratury Generalnej. Potrafię nawet zrozumieć zarzuty kierowane wobec mnie właśnie pod tym kątem: że nic się nie dzieje, że nie ma zmian, że środowisko czeka na reformę itd. Bywają dni, kiedy cały czas poświęcam sprawie Smoleńska, rozmowom, spotkaniom, studiowaniu dokumentów itd. Tego nie da się uniknąć, bo nikt za mnie tego nie zrobi. A przecież doba ma tylko 24 godziny. Miałem wiele planów, które rzeczywistość wprawdzie zweryfikowała, ale przecież nie wykluczyła ich realizacji. Stopniowo kończę obsadzać stanowiska szefów prokuratur: apelacyjnych i okręgowych. Wiem, pojawiają się głosy, że idzie to powoli, ale zanim podejmę decyzję, chcę dobrze poznać tych ludzi. Proszę mi wierzyć, że w tych sprawach pośpiech nie byłby wskazany. Do końca października zakończę proces powoływania szefów prokuratur apelacyjnych, a do końca roku chciałbym powołać szefów wszystkich pozostałych jednostek w kraju.