Pod Soborem Mądrości Bożej w Kijowie od rana w sobotę zaczęły się gromadzić tłumy ludzi, po południu były już tysiące. Mówiąc o panującej tam atmosferze, korespondenci ukraińskich mediów porównywali ją do tej, jaka panuje podczas konklawe na placu Świętego Piotra w Watykanie. Zapewne dla Ukraińców sobotnie wydarzenie miało porównywalne znaczenie z wyborem papieża dla katolików.
Powstanie nowej niezależnej od Moskwy Cerkwi i wybór jej zwierzchnika można z pewnością nazwać najważniejszym wydarzeniem w najnowszej historii Ukrainy, odkąd kraj uzyskał niepodległość po upadku ZSRR.
W sobotę w Kijowie upadł tworzony przez kilkaset lat mit, że Ukraina jest kanonicznym terytorium Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Całkowite uwolnienie się od patriarchatu moskiewskiego nie będzie jednak ani szybkie, ani łatwe.
39-letni zwierzchnik Kościoła
W Rzymie decyzje kardynałów ogłasza kardynał protodiakon, który wypowiada słynne: „habemus papam”. W Kijowie białego dymu nie było, a decyzję synodu zjednoczeniowego o utworzeniu Kościoła, który nazywa się oficjalnie Cerkiew Prawosławna Ukrainy, ogłosił prezydent Petro Poroszenko, od kilku lat mocno zaangażowany w tę sprawę.
To on latem 2016 roku zwrócił się do patriarchy konstantynopolitańskiego Bartłomieja I (duchowo przewodniczy prawosławnym na świecie) z prośbą o udzielenie autokefalii (niezależności) ukraińskiej Cerkwi. Teraz w towarzystwie wybranego przez sobór metropolity kijowskiego i całej Ukrainy uda się 6 stycznia do Stambułu, by odebrać tomos, czyli oficjalną decyzję o nadaniu autokefalii przez patriarchat konstantynopolitański.