Rz: Patrząc na sprawę Olewnika, można odnieść wrażenie, że policja nie potrafi ścigać porywaczy.
Paweł Wojtunik: W tej sprawie były poważne błędy, ale nie tylko po stronie policji. Na tej podstawie można sobie wyrobić fałszywy obraz i wyciągnąć nieprawdziwy wniosek, że policja nie radzi sobie z porwaniami. Jest przeciwnie: przeważającą większość ofiar uwalniamy z rąk porywaczy. Z danych za ostatnie dziesięć lat wynika, że uprowadzono 170 osób. Z tego zdecydowana większość, bo 150, została odbita i wróciła do domów. Obecnie poszukujemy około 20 osób porwanych dla okupu. Z tego mniej niż połowa to przypadki, co do których nie mamy informacji o losie ofiar i nie wiemy, czy żyją.
Porywacze często biorą na cel osoby zamożne, ale niekoniecznie bardzo znane
Apogeum uprowadzeń to lata 2003 – 2004. Najwięcej mają ich na koncie ludzie związani z gangiem mokotowskim?
Rzeczywiście tzw. gang obcinaczy palców rocznie porywał nawet 20 osób. Po roku 2000 zaobserwowaliśmy wzrost liczby uprowadzeń. Powód był prosty: to jedne z najbardziej dochodowych przestępstw. Nie wymagają nakładów finansowych, konkurencja prawie nie występuje, odpada też konflikt z innymi grupami, bo nikt nie wie, kto daną osobę uprowadził.