Jak ustaliła „Rzeczpospolita”, po 1 stycznia Kancelaria Sejmu przeprowadziła już 140 wizytacji w biurach poselskich. Do tej pory takich kontroli odbywało się zaledwie 30 – 40 rocznie. Prawdopodobieństwo wykrycia ewentualnych nieprawidłowości było więc bliskie zeru.
– Tu nie chodzi o szukanie nadużyć, ale o pomoc, by fundusze na biura były przez posłów prawidłowo wydatkowane – tak urzędnicy tłumaczą swoją wzmożoną aktywność. Dodają, że posłowie sami o taką pomoc prosili.
Jerzy Budnik z Platformy Obywatelskiej, przewodniczący Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich, potwierdza: więcej wizytacji to efekt jednej z dyskusji w jego komisji.
– Ustaliliśmy, że posłom należy oczywiście ufać, ale właśnie dlatego, że są osobami godnymi zaufania, nie powinni się bać żadnej zewnętrznej kontroli. To po prostu prewencja. Bo jeśli choć jednego posła przyłapie się na nieprawidłowych rozliczeniach, to zła opinia spada, niestety, na wszystkich – wyjaśnia nam przewodniczący.
Jego zastępczyni Beata Szydło z Prawa i Sprawiedliwości dodaje: – Pieniądze na biura to środki publiczne i ich wydatkowanie musi być dobrze sprawdzane. Kontrole zaś są po to, by w rozliczeniach nie zdarzały się błędy.