7 czerwca 58-letnia Anna Komorowska, bezrobotna pani domu, matka piątki dorosłych już dzieci, wsiadła na Dworcu Centralnym w Warszawie w pociąg do Katowic. Jechała na pierwsze w życiu publiczne wystąpienie w roli żony kandydata PO na prezydenta. Sama. W torbie wiozła eleganckie buty. Do Filharmonii Śląskiej dotarła piechotą. Nie towarzyszył jej nikt ze sztabu wyborczego męża, żaden spec od wizerunku, asystent.
[wyimek]Komorowska zapewnia, że mąż obiera ziemniaki, a kapcie podają sobie na zmianę[/wyimek]
– I to był błąd. Tego wsparcia zabrakło – ocenia osoba, która uczestniczyła w debacie. Komorowska przyjechała na spotkanie organizowane pod hasłem „Kobieta potrafi!”.
Na sali było ok. 450 pań, m.in. minister rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska, działaczki organizacji pozarządowych, biznesmenki, dziennikarka Jolanta Fajkowska, menedżerka kultury Elżbieta Penderecka. – Dla Anki to było trudne. Ani znana, ani kobieta sukcesu, nie pasowała do tego gremium. Podziwiam ją, że się zgodziła. Przecież nikt nie rodzi się pierwszą damą – mówi jedna z posłanek PO.
Komorowska rozdała kilka pierwszych w życiu autografów, co wyraźnie ją peszyło. W drodze na scenę zorientowała się, że zapomniała zmienić buty.