Samolot czarterowy wylądował najpierw w Rio. Tam wysiadło kilku piłkarzy ciepło przywitanych przez fanów czekających w hali przylotów. Zamiast wozów strażackich, którymi obwożono tradycyjnie mistrzowskie drużyny, na piłkarzy czekały prywatne samochody, którymi czym prędzej rozjechali się do domów.
Najgorsze nastroje miało dwóch zawodników, uważanych za głównych winowajców klęski w ćwierćfinale z Holandią. Bramkarz Julio Cesar, który źle zachował się przy wyrównującym golu, płakał, witając się z matką.
W jeszcze gorszym nastroju był Felipe Melo, który dotknął piłki przy pierwszej bramce Wesleya Sneijdera (początkowo zapisano mu nawet gola samobójczego), a następnie, już przy stanie 1:2, bezmyślnie kopnął leżącego Arjena Robbena, za co dostał czerwoną kartkę. Niektórzy fani krzyczeli pod jego adresem obraźliwe hasła. Na Melo czekał ojciec, który szybko odwiózł go samochodem z lotniska. – Lepiej nie przyjeżdżaj do Brazylii na wakacje – radził koledze za pomocą Twittera Ronaldo.
Z Rio samolot poleciał do Sao Paulo. Tu też czekali fani, ale piłkarze opuścili terminal tylnymi drzwiami. Dunga zszedł z pokładu jako ostatni – w Porto Allegre. Po porażce z Holandią stwierdził, że przestaje być selekcjonerem. – Od początku było wiadomo, że mój kontrakt obowiązuje cztery lata – mówił . Wczoraj Brazylijska Federacja Piłkarska (CBF) ogłosiła, że przyjęła dymisję Dungi. Nie miał innego wyjścia. W ojczyźnie od dawna krytykowano go za zbyt wyrachowany, niebrazylijski styl drużyny. Do dymisji wzywano go już w czasie eliminacji mundialu, choćby po remisie z Boliwią.
W RPA Dunga bronił się, mówiąc, że dawne gwiazdy też nie zawsze grały pięknie, a teraz telewizja ubarwia wspomnienia, pokazując tylko najbardziej efektowne momenty.