Mówi pan, że chcecie rozmawiać o reformie emerytalnej, ale przecież twardo mówicie nie wydłużaniu wieku emerytalnego. Gdzie tu są pola do kompromisu?
Wcale nie jesteśmy przeciwni dłuższej pracy. Moim zdaniem wprowadzony w 1999 r. nowy system emerytalny już jest wystarczającą zachętą do jak najdłuższego pozostawania na rynku pracy. Każdy z nas co roku dostaje informacje o stanie swojego konta emerytalnego i będzie umiał policzyć, czy lepiej pracować, czy można przejść już na emeryturę. Jestem przekonany, że jeśli będzie praca, a pracownik będzie miał zdrowie i siły, to nie wybierze niskiej emerytury zamiast pensji.
Mnie natomiast się wydaje, że wiele osób będzie jednak wolało niższe i pewne świadczenie. A różnice w dochodach uzupełnią, pracując w szarej strefie.
Pracownikom tuż przed emeryturą zależy na tym, żeby odłożyć jak największy kapitał emerytalny i dlatego będą woleli pracować legalnie. Może się jednak okazać, że na kilka lat przed emeryturą ktoś straci pracę i będzie musiał do 67. roku życia wegetować w nędzy i chodzić do opieki społecznej, zamiast korzystać z odłożonego przez całe życie kapitału.
Wydłużenie wieku emerytalnego jest konieczne także dlatego, że z powodów demograficznych za 20 lat zabraknie nam rąk do pracy, a niższe składki do ZUS spowodują, że nie wystarczy na wypłatę bieżących emerytur i trzeba będzie je obniżyć.
To zacznijmy te zmiany od poprawy sytuacji demograficznej, dajmy wsparcie młodym rodzinom, zapewnijmy im np. dostęp do żłobków i przedszkoli. Jednocześnie sytuację FUS poprawiłoby ozusowanie umów śmieciowych – dawałoby pieniądze do FUS, a z drugiej strony zapewniało budowanie kapitału emerytalnego młodym pracownikom. Dopiero w dalszej kolejności mówmy o wydłużaniu wieku emerytalnego.