Balotelli pytany, dlaczego nie cieszy się po strzelonych golach, odpowiadał, że nie ma istotnego powodu do uśmiechu w pracy. – Widzieliście kiedyś listonosza, który okazuje radość po tym, jak uda mu się dostarczyć list? – pytał.
Ale w Warszawie po tym, jak wysłał Niemcom pierwszy list z pozdrowieniami, cieszył się jak dziecko. Gol na 1:0 był jak pocztówka z ciepłego kraju otrzymana w środku zimy. Antonio Cassano zatańczył przy linii pola karnego, ośmieszył Matsa Hummelsa, nazywanego już przez Niemców Młodym Cesarzem, i dośrodkował na głowę Balotellego. Była 20. minuta i Włosi kilka chwil wcześniej zrozumieli, że mogą zaatakować śmielej. Niemcy próbowali zdominować rywala tak samo, jak zrobili to ze wszystkimi, ale kosa trafiła na kamień.
Joachim Loew trochę się Włochów przestraszył. Znowu zaskoczył składem – zamiast ofensywnego Thomasa Muellera, zagrał Toni Kroos. Miał pomóc w pilnowaniu Andrei Pirlo, włoskiego reżysera, który jednak szybko zorientował się w zamiarach rywali. Nic sobie nie robił z ich obecności, był spokojny, zmieniał tempo gry, robił zwody jakby w zwolnionym tempie, ale tak perfekcyjnie, że Niemcy nie mogli sobie z nimi poradzić.
Wybrany został piłkarzem meczu. Odbierał nagrodę bez uśmiechu na twarzy, wyraził nadzieję, że Włosi wygrają także finał z Hiszpanią. W grze psychologicznej jest całkiem niezły. Niemców bardzo zdenerwował wypowiedzią o tym, że pewnie się go boją. Na boisku rzeczywiście nie mieli pomysłu, jak go zatrzymać. – To nie rywal miał słabszy dzień, to my wyszliśmy na boisko, myśląc tylko o zwycięstwie. Zagraliśmy wspaniale – mówił Pirlo.
Włosi długo nie czekali na zadanie drugiego ciosu. Phillip Lahm zaspał w obronie, nie zorientował się, że jego koledzy próbują złapać Balotellego na spalonym. Włoch przejął piłkę, pędził na bramkę, a kiedy strzelił Manuel Neuer, był w stanie tylko przyklęknąć. Balotelli zdjął koszulkę i stanął nieruchomo, już się nie cieszył. Chyba zrozumiał, że właśnie przechodzi do historii. Wyglądał jak posąg, symbol kolejnego włoskiego triumfu nad Niemcami.