Co takiego wydarzyło się dwa lata temu, że zaczął pan wycinać?
To był efekt operacji serca, którą wtedy przeszedłem. Zacząłem szukać jakiejś kontynuacji swojej operacji. Swoje wycinanki wycinam skalpelem, takim samym, jakiego używają lekarze.
To kolejna forma pana twórczości. Dla polskich mediów tworzy pan satyryczne rysunki polityczne, dla zachodnich bardziej uniwersalne ilustracje.
Rzeczywiście, moje ilustracje do angielskich gazet dotyczą spraw ogólnoludzkich, a mniej polityki. Polskie tygodniki i „Rzeczpospolita" zaprosiły mnie do współpracy w roli komentatora politycznego. Dla angielskiej prasy komentuję w inny sposób. Angielski nie jest moim pierwszym językiem i obawiałem się tego, czy zostanę dobrze zrozumiany. 20 lat temu wymyśliłem więc dla siebie formułę rysunków uniwersalnych, bez słów.
Komentuje pan sytuację polityczną w Polsce, a od 20 lat mieszka pan za granicą...
Mam czasem wrażenie, że mieszkając w Londynie, zdecydowanie lepiej widzę to, co się dzieje w Polsce niż wielu artystów czy komentatorów przebywających na miejscu. Z dystansu lepiej widzi się pewne rzeczy niż z bliska. Bardzo trudno byłoby mi teraz wrócić do Polski.