Unijne sankcje nałożone na Rosję za aneksję Krymu są wręcz symboliczne. Skąd taki strach w Europie przed Rosją?
Camille Grand:
Te sankcje to coś więcej niż symbol. Uderzą mocno w gospodarkę Rosji, bo zachodni inwestorzy, zachodnie banki w obawie przed dalszym zaostrzeniem stosunków z Moskwą nie będą chcieli się tam angażować. Unia postawiła na stopniową eskalację sankcji w nadziei, że Władimir Putin się opamięta, co moim zdaniem jest nieco naiwne. Jednak to nie jest spowodowane strachem przed Rosją, ale raczej mechanizmem działania Unii, w której aby nałożyć sankcje, potrzebna jest jednomyślność. I tu zderzamy się z sumą bardzo potężnych interesów poszczególnych krajów Wspólnoty: Francuzi nie chcą rezygnować z wielkich kontraktów strategicznych, np. dostawa okrętów desantowych Mistral, Cameron w roku wyborczym obawia się ucieczki rosyjskich oligarchów z londyńskiej City, Niemcy nie chcą stracić ogromnych inwestycji w Rosji. Tak samo było z Iranem, wobec którego realne sankcje Bruksela nałożyła dopiero po dziesięciu latach trudnych dyskusji.
Tak długo trzeba będzie czekać także i w tym przypadku?
Nie sądzę. Od wybuchu kryzysu Putin cały czas grał na zaostrzenie kryzysu. Po upadku Janukowycza mógł próbować dojść do porozumienia z nowym ukraińskim rządem, a wybrał uderzenie na Krym. Potem mógł wstrzymać referendum na Krymie, a je przyspieszył. Nie musiał natychmiast anektować półwyspu, a to zrobił. Dlatego obawiam się, że znów wybierze radykalne rozwiązanie, na przykład w sprawie Naddniestrza lub wschodnich regionów Ukrainy. Wtedy Unia nie będzie miała wyboru: musi nałożyć poważne restrykcje.