Mija właśnie pięć dni od zestrzelenia malezyjskiego samolotu w okolicach ukraińskiego Doniecka. Tragedia, o którą oskarżani są związani z Rosją separatyści (wśród nich są oficerowie rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU), w Polsce siłą rzeczy nasunęła skojarzenia z katastrofą z 10 kwietnia 2010 r.
Po tak krótkim czasie od katastrofy, w której na terenie Rosji zginął prezydent Lech Kaczyński, wydawało się, że jest szansa na szybkie efekty śledztwa w tej sprawie. Tak się jednak nie stało. W obu krajach do dziś toczą się oddzielne prokuratorskie śledztwa, a komisje badania wypadków lotniczych wydały raporty, które istotnie się różnią.
Główne dowody: wrak należącego do Polski samolotu i jego czarne skrzynki wciąż są w Rosji i nie zapowiada się, by szybko wróciły. W Polsce prowadzi to do politycznych napięć i społecznych podziałów.
Z przeprowadzonego przed czwartą rocznicą katastrofy badania IBRiS Homo Homini dla „Rz" wynika, że niemal co trzeci Polak uważa, że nigdy nie dowiemy się prawdy o katastrofie. 38 proc. uważa, że jej przyczyny już wyjaśniono. 48 proc. badanych jest przeciwnego zdania.