Sejm VII kadencji nie byłby w stanie wybrać jesienią 2015 r. żadnego sędziego Trybunału Konstytucyjnego. Umożliwiła to dopiero przyjęta głosami PO i PSL w czerwcu 2015 r. nowa ustawa o TK. Taką sugestię można wyłapać w ujawnionych ostatnio e-mailach wiceprezesa TK Stanisława Biernata. I w całym sporze o Trybunał, w tym jednym punkcie się z nim zgadzam.
Tryb normalny i przyspieszony
Przed zmianą ustawy, w czerwcu 2015 r., wybór sędziów był uregulowany w ustawie z 1 sierpnia 1997 r. o Trybunale Konstytucyjnym i regulaminie Sejmu. Wypowiadała się ona jednak w tym zakresie niezwykle skromnie. Właściwie powtarzała tylko unormowania konstytucyjne, czyli 15-osobowy skład (art. 5 ust. 1), dziewięcioletnią kadencję (art. 5 ust. 2), wymóg najwyższych kwalifikacji (art. 5 ust. 3). Określała też podmioty upoważnione do zgłaszania kandydatów w imieniu Sejmu (art. 5 ust. 4: co najmniej 50 posłów lub Prezydium Sejmu).
Ustawa doprecyzowała także prawną formę wyboru (stosowna uchwała zapada bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ogólnej liczby posłów). Wreszcie wprowadzała obowiązek ślubowania przed prezydentem, określała rotę ślubowania i konsekwencję odmowy jego złożenia.
Z kolei wewnętrzny tryb procedowania Sejmu określał regulamin w rozdziale 5 („Wybór oraz powołanie i odwołanie organów państwowych"), w art. 26–31. Mówił, kto może zgłosić wniosek z kandydatami na sędziego TK (Prezydium Sejmu albo grupa co najmniej 50 posłów), jaki jest termin składania wniosku (30 dni przed upływem kadencji), i jaka jest procedura wyboru (opinia komisji, termin głosowania).
Kadencja pięciu sędziów TK w 2015 r. kończyła się odpowiednio: 6 listopada (Maria Gintowt-Jankowicz, Wojciech Hermeliński, Marek Kotlinowski) oraz 2 grudnia (Zbigniew Cieślak, Teresa Liszcz).