W Polsce odnotowano do tej pory ponad 75 tysięcy zgonów na covid. Jeśli dodać do tego osoby, które zmarły w wyniku tzw. zgonów ponadnormatywnych, to zderzamy się z liczbą przekraczającą 100 tysięcy. Jest oczywiste, że jakiś procent tych śmierci jest wynikiem zaniedbań, zaniechań, deklaracji i słów polityków (zwłaszcza rządzących). Winni muszą ponieść karę. Może się to jednak dokonać dopiero po zmianie władzy oraz po dokładnym sprawdzeniu, za jaki procent tych zgonów odpowiadają konkretni politycy i urzędnicy.
Państwo i jego funkcjonariusze odpowiadają za bezpieczeństwo obywateli – bezpieczeństwo rozumiane w kategoriach zewnętrznych oraz wewnętrznych. Jednym z wymiarów bezpieczeństwa wewnętrznego jest dobrostan zdrowotny – państwo zapewnia swym obywatelom dostęp do służby zdrowia, pogotowia ratunkowego, podstawowych leków, opieki szpitalnej.
Wyborcza mapa szczepień
Jeśli w ciągu kilkunastu miesięcy umiera ponad 100 tysięcy ludzi, to znaczy, że wszyscy powinniśmy zadać sobie pytanie o to, w jaki sposób państwo i jego funkcjonariusze wywiązali się ze swoich zadań. Jest jasne, że większości z tych zgonów nie dało się zapobiec, ale część z nich jest wynikiem bałaganu w działaniach poszczególnych instytucji, niekompetencji konkretnych funkcjonariuszy, korupcji w wyspecjalizowanych urzędach. Wszystko to musi być sprawdzone i ocenione. Jeśli w przypadku wypadku samolotowego, w którym zginęło 96 obywateli RP, powołano – i słusznie – różnego rodzaju komisje do zbadania jego przyczyn, to chyba tym bardziej oczywiste jest, że tego typu działania powinny być podjęte w sprawie śmierci tysiąc razy większej liczby Polek i Polaków. Były przecież takie dni w czasie epidemii, że spadało kilka, kilkanaście symbolicznych „tupolewów". Obowiązkiem państwa jest zbadanie, kto za to odpowiada.
Tak, zabijał wirus, ale do jego rozprzestrzeniania się przyczyniali się konkretni ludzie, podejmujący konkretne decyzje oraz wypowiadający konkretne słowa. Chodzi mi o tych, którzy rechotali w reakcji na pomysł noszenia maseczek; którzy zachęcali seniorów do pójścia na wybory, twierdząc, że nie ma się co obawiać choroby; którzy twierdzili, że się nie szczepią, bo... nie (albo że nie lubią, gdy ktoś im operuje igłą koło ramienia). Te wypowiedzi – co jasne dla każdego obserwatora życia społecznego – są autorstwa (odpowiednio) ministra zdrowia, premiera oraz prezydenta. I jest oczywiste, że mogły mieć wpływ na decyzje milionów ludzi co do tego, czy przyjmować ratującą życie szczepionkę. To nie przypadek, że mapa poparcia dla PiS i Andrzeja Dudy pokrywa się prawie idealnie z rozmieszczeniem tych gmin, w których procent szczepień jest najniższy. Organy państwa powinny zbadać, na ile wcześniej cytowane wypowiedzi przyczyniły się do podjęcia przez konkretne grupy osób decyzji o niezaszczepieniu się i – w konsekwencji – do śmierci poszczególnych ludzi.
Po ewentualnej zmianie władzy musi także dojść do sprawdzenia ewidentnie kryminalnych aspektów działania władz w sprawie zakupów sprzętu medycznego czy maseczek od handlarzy bronią, producentów oscypków i innych podejrzanych osób. A także zarabiania na epidemii i czerpania zysków z choroby atakującej nasz kraj. To jasne, ale może do tego dojść dopiero wówczas, gdy nadzór nad prokuratorami nie będzie już sprawowany przez kolegów tych, którzy powinni zasiąść na ławie oskarżonych.