[b]W sobotę od rana przed Pałacem Prezydenckim ludzie zapalali znicze, składali kwiaty, modlili się. Tłumy wychodziły na ulice nie tylko w Warszawie, ale w całej Polsce. Już to kiedyś widzieliśmy. Pięć lat temu, po śmierci papieża. Da się porównać te dwa wydarzenia?[/b]
[b]Dariusz Karłowicz:[/b] Trudno mi o tym mówić. W tym samolocie zginęło wielu ludzi, z którymi miałem zaszczyt współpracować, których podziwiałem, którzy byli mi bliscy. Ale rzeczywiście, kiedy wczoraj całą rodziną poszliśmy zapalić znicze przed Pałacem Prezydenckim, uświadomiliśmy sobie, że – w kategoriach roku liturgicznego – właśnie teraz mija piąta rocznica pożegnania z Janem Pawłem II. To też była wigilia niedzieli Miłosierdzia Bożego. Patrząc na świece na Krakowskim Przedmieściu, trudno było nie myśleć o tych, które paliły się pięć lat temu, kiedy żegnaliśmy się z papieżem – trudno było odpędzić natrętną myśl, że te świeczki układają się w języki lawy, że podobnie jak pięć lat temu spod skorupy znowu wypłynęła gorąca mickiewiczowa lawa.
[b]Pięć lat temu też było wiele nadziei, że oto dokonał się w Polakach jakiś przełom. A potem wszystko wróciło do normy. Pokolenie JP2 pozostało tylko pustym frazesem. Czy tak będzie i tym razem?[/b]
Nie jestem takim pesymistą. Myślę, że jednak wiele z tamtego doświadczenia zostało. Powstały instytucje, ważne teksty – ale przede wszystkim bardzo wielu ludzi przyjęło wówczas zobowiązania, z którymi zmagają się w swoim codziennym życiu. Gorzej z obudzonym wtedy marzeniem o politycznej formie, która spełni aspiracje sprawiedliwej, solidarnej, nowoczesnej republiki.
Czy tym razem ta energia zdoła zakrzepnąć w jakąś polityczną formę, czy po prostu ostygnie, krzepnąc w przypadkowym kształcie? Czy to wspólne doświadczenie przetworzy się w polityczność? Bo jeśli można mówić o testamencie wspólnym dla wielu z tych, którzy zginęli – to ich marzeniem było właśnie silne, nowoczesne, podmiotowe państwo. Takie, w którym ta podskórna energia wspólnoty przemienia się w polityczny kształt nowoczesnego państwa, potrafiącego mówić własnym głosem, z szacunkiem myśleć o własnej tradycji i być podmiotem. To wrażenie jest ważne dla wielu Polaków, ale wydaje mi się, że szczególne znaczenie ma dla mojego pokolenia, pokolenia obecnych 40-latkow. Wielu najlepszych z nich zginęło w tym wypadku.