Tylko zera są niekontrowersyjne

Świeczki przed Pałacem Prezydenckim układają się w języki lawy. Ta mickiewiczowa gorąca lawa podobnie jak pięć lat temu znów wypłynęła spod skorupy – twierdzi filozof w rozmowie z Kamilą Baranowską

Publikacja: 12.04.2010 01:22

Tylko zera są niekontrowersyjne

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b]W sobotę od rana przed Pałacem Prezydenckim ludzie zapalali znicze, składali kwiaty, modlili się. Tłumy wychodziły na ulice nie tylko w Warszawie, ale w całej Polsce. Już to kiedyś widzieliśmy. Pięć lat temu, po śmierci papieża. Da się porównać te dwa wydarzenia?[/b]

[b]Dariusz Karłowicz:[/b] Trudno mi o tym mówić. W tym samolocie zginęło wielu ludzi, z którymi miałem zaszczyt współpracować, których podziwiałem, którzy byli mi bliscy. Ale rzeczywiście, kiedy wczoraj całą rodziną poszliśmy zapalić znicze przed Pałacem Prezydenckim, uświadomiliśmy sobie, że – w kategoriach roku liturgicznego – właśnie teraz mija piąta rocznica pożegnania z Janem Pawłem II. To też była wigilia niedzieli Miłosierdzia Bożego. Patrząc na świece na Krakowskim Przedmieściu, trudno było nie myśleć o tych, które paliły się pięć lat temu, kiedy żegnaliśmy się z papieżem – trudno było odpędzić natrętną myśl, że te świeczki układają się w języki lawy, że podobnie jak pięć lat temu spod skorupy znowu wypłynęła gorąca mickiewiczowa lawa.

[b]Pięć lat temu też było wiele nadziei, że oto dokonał się w Polakach jakiś przełom. A potem wszystko wróciło do normy. Pokolenie JP2 pozostało tylko pustym frazesem. Czy tak będzie i tym razem?[/b]

Nie jestem takim pesymistą. Myślę, że jednak wiele z tamtego doświadczenia zostało. Powstały instytucje, ważne teksty – ale przede wszystkim bardzo wielu ludzi przyjęło wówczas zobowiązania, z którymi zmagają się w swoim codziennym życiu. Gorzej z obudzonym wtedy marzeniem o politycznej formie, która spełni aspiracje sprawiedliwej, solidarnej, nowoczesnej republiki.

Czy tym razem ta energia zdoła zakrzepnąć w jakąś polityczną formę, czy po prostu ostygnie, krzepnąc w przypadkowym kształcie? Czy to wspólne doświadczenie przetworzy się w polityczność? Bo jeśli można mówić o testamencie wspólnym dla wielu z tych, którzy zginęli – to ich marzeniem było właśnie silne, nowoczesne, podmiotowe państwo. Takie, w którym ta podskórna energia wspólnoty przemienia się w polityczny kształt nowoczesnego państwa, potrafiącego mówić własnym głosem, z szacunkiem myśleć o własnej tradycji i być podmiotem. To wrażenie jest ważne dla wielu Polaków, ale wydaje mi się, że szczególne znaczenie ma dla mojego pokolenia, pokolenia obecnych 40-latkow. Wielu najlepszych z nich zginęło w tym wypadku.

Czy zdołamy wykorzystać tę energię, tę solidarność? Nie wiem. Mogę powiedzieć tyle, że dla wielu moich przyjaciół to, co się stało, jest z pewnością zobowiązaniem. Do czego? Są tu trzy rzeczy. Z jednej strony Katyń, a więc pamięć ontologicznego zła, i pamięć dwóch totalitaryzmów, z drugiej strony polski sprzęg miłosierdzia i solidarności, z trzeciej marzenie o silnym podmiotowym państwie, o tym, czego dziś najbardziej nam brakuje, czego ciągle nie potrafimy zbudować.

[b]Jan Paweł II był autorytetem dla wszystkich niemal Polaków. Lech Kaczyński ostatnio nie cieszył się zbytnią sympatią. Dziś tłumy płaczą po nim, politycy i dziennikarze zastanawiają się zaś, czy nie byli zbyt surowi w swoich ocenach. Nie ma w tym hipokryzji?[/b]

Żegnając ludzi, podsumowujemy ich dokonania, ale myślimy również o ich marzeniach, wizjach i celach. Prezydent Lech Kaczyński pomagał nam odzyskiwać szacunek dla własnej historii i tożsamości, miał rozmach, który rzadko przytrafia się politykom – i wreszcie – powiedzmy to wprost – był prawdziwym patriotą. To budzi podziw. Pewnie ma pani rację, że wielu ludzi, którzy zapalają dziś świece przed Pałacem Prezydenckim, krytycznie oceniało poszczególne posunięcia pana prezydenta. Ale myślę, że jego cele, marzenia i wartości były drogie nie tylko zwolennikom jego bieżącej polityki.

Pytanie polega na tym, czy ten tragiczny wypadek nie będzie ostatecznym pogrzebem tęsknot obudzonych pięć lat temu, tęsknot, które nadały pewien impet projektowi sprawiedliwej, solidarnej, praworządnej Rzeczypospolitej. Ta zmiana nie nastąpiła. A przecież dziś nie jest wcale mniej potrzebna niż była pięć lat temu. Dlatego, jak sądzę, przed Pałac przychodzą również ci, którzy nie identyfikują się z polityczną codziennością obu głównych partii, którzy z przykrością patrzą, jak ten projekt rozmienia się w politycznej szarpaninie, piarowskich pozorach, sofistycznych sztuczkach.

Inna sprawa to styl, w którym atakowano pana prezydenta. To prawda – wielu ludzi ma się czego wstydzić, ale dziś zostawmy ten temat.

[b]Ta tragedia sprawi, że Lech Kaczyński zapisze się dobrze w pamięci Polaków? A może za kilka tygodni zacznie się rozliczanie, wypominanie błędów?[/b]

Choć w wielu sprawach różniłem się z Lechem Kaczyńskim, to przecież nie mam cienia wątpliwości, że to był największy prezydent Rzeczypospolitej po 1989 roku. Miał bardzo spójną i śmiałą wizję państwa, której próżno byłoby szukać u jego poprzedników. Możliwe różnice opinii nie zmieniają faktu, że mówimy o prawdziwym mężu stanu, a tacy z oczywistych względów budzą kontrowersje. Tylko zera są niekontrowersyjne.

[b]Dzisiaj Polacy jednoczą się we wspólnej modlitwie, kościoły są pełne. To potrzeba chwili czy głębsza refleksja?[/b]

Jesteśmy ludźmi, którzy wyrośli w duchowej tradycji Aten, Rzymu i Jerozolimy. Z powagą myślimy o kwestiach śmierci i dalszego życia. To piękne, ale przecież niezaskakujące.

[b]Czy atmosfera pojednania i solidarności utrzyma się podczas kampanii wyborczej?[/b]

Nie wiem, czy to wpłynie na atmosferę kampanii wyborczej. Nie chcę dzisiaj bawić się w proroctwa. Mogę powiedzieć, na co sam mam nadzieję.

Jeśli atmosfera „pojednania i solidarności”, jak pani powiedziała, ma oznaczać łzawy, nie merytoryczny sentymentalizm, kryjący brak argumentów za tarczą emocjonalnego szantażu, to mam nadzieję, że ta atmosfera się nie utrzyma. Jeśli natomiast chodzi o cywilizowane ramy prawdziwego sporu, to mam nadzieję, że taka zmiana zajdzie. Bo przekleństwem naszego życia politycznego nie jest nadmiar sporów, ale ich jakość. Sporów mamy deficyt. To, co się nimi nazywa, nie zasługuje na miano sporu. To piarowski cyrk.

Jeśli mamy szukać mądrej lekcji z prezydentury Lecha Kaczyńskiego – to jedną z nich jest właśnie odwaga stawiania spraw trudnych – odwaga wchodzenia w spór. Lech Kaczyński miał odwagę spierać się o najważniejsze sprawy dla Polski – i jak wszyscy pamiętamy, płacił za to wysoką cenę. Demokracja potrzebuje sporu merytorycznego. Pytanie polega na tym, czy potrafimy wyprosić najpierw za drzwi cwaniaków od wizerunku, politycznych gadżetów i tego wszystkiego, co polską kulturę polityczną sprowadza do poziomu żałosnej politycznej popkultury.

[i]Dariusz Karłowicz jest współzałożycielem i współwydawcą rocznika filozoficznego „Teologia Polityczna”, a także współtwórcą Fundacji Świętego Mikołaja. Wraz z Markiem A. Cichockim i Dariuszem Gawinem prowadzi w TVP Kultura program „Trzeci punkt widzenia”[/i]

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!