Poszukiwacze zaginionej historii

Za murami przy Okopowej kryje się skarb. Cenniejszy niż pieniądze – to okruchy historii, pasjonujące anegdoty i romantyczna atmosfera. Odkrywano go już wielokrotnie, ale nigdy nocą.

Publikacja: 22.05.2009 15:05

Imponujący grobowiec syna Szmula Zbytkowera jest jednym z pierwszych punktów nocnego zwiedzania

Imponujący grobowiec syna Szmula Zbytkowera jest jednym z pierwszych punktów nocnego zwiedzania

Foto: Życie Warszawy

Poniedziałek, późny wieczór. Powietrze gorące i gęste, mimo że to dopiero połowa maja. Nad Wolą wiszą ciężkie chmury, co jakiś czas niepokojąco błyska się i grzmi. Na placyku za bramą Cmentarza Żydowskiego powoli gromadzi się tłumek. Po sprawdzeniu listy obecności, okazuje się, że przyszło 12 osób więcej. Ale nikt nie zostaje odprawiony z kwitkiem. Solidna brama zostaje zamknięta. My dostajemy rozpalone pochodnie.

[srodtytul]Całkiem inny świat[/srodtytul]

– Jeśli ktoś musi wyjść przed czasem, proszę to zgłosić prowadzącemu. Względy bezpieczeństwa – ogłasza Judyta Nekanda-Trepka, pracująca w Warszawskiej Gminie Żydowskiej, dziś zaś nam asystująca.

Grupa zakapturzonych, głównie młodych ludzi rusza za przewodnikami – Witkiem Wrzosińskim i Remkiem Sosnowskim – pomiędzy macewy, w korytarze drzew. Rozpoczyna się pierwszy w historii, oficjalny nocny spacer po jednym z największych tego typu miejsc w Europie. O tych nieoficjalnych dowiemy się wkrótce.

Po tym, jak na nasze głowy spadają pierwsze krople deszczu, stajemy przy przepięknym grobowcu Bera Sonnenberga – syna Szmula Zbytkowera, właściciela Szmulowizny, ważnego warszawskiego kupca, bankiera, doradcy króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Uznanie wśród mieszkańców stolicy zdobył tym, że wykupywał z rąk Kozaków porwane dzieci. Niezależnie od wyznania.

Gromadzimy się wokół jasnego grobowca zdobionego przez płaskorzeźby. Nasi przewodnicy zachęcają, byśmy przeszli do tyłu. – Tu przedstawiony jest Babilon, ale jak widać, po drugiej stronie rzeki budynki jako żywo przypominają Moskwę – mówi Wrzosiński.

Szmul w ten sposób nawet po śmierci dał wyraz swej niechęci do Rosji. Deszcz zaczyna padać intensywniej. Przemoknięte ubrania lepią się do ciała. Poczucie odrealnienia narasta. Ziemia zamienia się w błoto, a to kojarzy się z golemami, elementem żydowskiej mitologii. Bujna zieleń nasuwa z kolei na myśl wiersze Leśmiana, zwłaszcza że to tutaj leży jego matka.

Podobnie jak Szlojme Zajnwel Rapoport, znany powszechnie jako Szymon An-Ski autor „Dybuka”, pochowany w imponującym, wykonanym ręką Abrahama Ostrzegi, mauzoleum trzech pisarzy. Tytułowy dybuk, gość z zaświatów, dusza niemogąca zaznać spokoju, pobudza wyobraźnię. I dobrze, bo w tych warunkach, niewiele widać. Zbliżamy się do zadziwiająco pustego kręgu wyznaczonego przez pomalowane na biało kamienie. Tu procesja z pochodniami wygląda wyjątkowo mistycznie.

– Znajdujemy się na jednym z masowych grobów – słyszymy. Ciarki przechodzą na samą myśl o tym, że pod naszymi stopami spoczywa kilkadziesiąt (tak się domniema, choć potwierdzona liczba to kilkanaście tysięcy) ludzkich zwłok ułożonych na sobie . Często (acz nie jedynie) biednych Żydów, którzy do Warszawy przyjechali bez rodziny i zginęli w czasie wojny, w getcie i podczas jego likwidacji. Dla stolicy byli anonimowi zarówno za życia, jak i po śmierci.

[srodtytul]Mur, bunkier i ohele[/srodtytul]

Pisany od 1806 r. los wolskiego cmentarza nierozerwalnie związany jest z historią dzielnicy. Pierwsze ogrodzenie zbudowano tu jeszcze w połowie XIX wieku. Część muru stanowi pozostałość po murze getta. Szmuglowano wówczas na potęgę, stąd owe nieoficjalne nocne spacery. Legenda głosi, że podczas wojny kanałem przetransportowano... krowę.

Ale czasem rzeczywistość przynosi daleko bardziej niesamowite zdarzenia. Na przykład na terenie nekropolii znaleziono bunkier. Dzięki niemu wojenną zawieruchę przetrwał m.in. mały chłopiec. Dziś to ponad 80-letni staruszek. Przez długi czas nie był w stanie pojawić się w tym miejscu. Wspomnienia były zbyt wyraźne.

Cmentarz to nie tylko przeszłość, ale też teraźniejszość. Choć od dawna nie może rozrastać się horyzontalnie, a nagrobki stoją w niewyobrażalnie małych odległościach od siebie, jest wciąż czynny.

– Dziś odbywa się tu od 15 do 20 pogrzebów rocznie – mówi Wrzosińki. Żydzi stosują bowiem metodę nasypów. Stojąc na jednym z nich, słuchamy o zasadach ich powstawania: – Jeśli groby są starsze niż pół wieku, macewy są usuwane, usypuje się co najmniej metr ziemi i możliwe są dalsze pochówki.

Mijamy kolejne grobowce, zmierzamy do oheli. Nad wyraz skromne i podobne jeden do drugiego białe domki różnią się zapisanymi hebrajskimi imionami. Każdy ohel przynosi historie innego cadyka bądź rabina. Ci pierwsi zachęcali do zbliżania się do Boga poprzez śpiew, taniec i zażywanie życia. Drudzy zniechęcali do uatrakcyjniania nauczania talmudycznego. Stolica wraz z okolicami krzyżowała ich drogi.

– Przyjeżdżali tu z kilku powodów. Pod koniec życia niemal każdy chciał zagościć w Warszawie. Wielu lekarzy zalecało uzdrowisko w Otwocku. Poza tym pochówek na wolskim cmentarzu świadczył o prestiżu – wyjaśniają przewodnicy.

[srodtytul]Wybitny ekscentrycy[/srodtytul]

Opowieści jest więcej. Dotyczą ludzi obdarzonych nieprawdopodobnym intelektem, a przy tym kłótliwych, pysznych, dogmatycznych. Takich, któ-rzy od debat teologicznych w mgnieniu oka przechodzą do rękoczynów. Postaci kontrowersyjne, ale nieraz wybitne, że zacierały międzywyznaniowe podziały pomimo trudnych charakterów.

Jedną z takich osób był Szlomo Zalmana Lipszyc, pierwszy rabin Warszawy i Polski. Jego masywny grób odwiedzamy na koniec. Nie sposób bowiem pominąć kogoś, kto jako jeden z nielicznych doznał zaszczytu nazywania go tytułem swojego dzieła. Mówiono na niego Chemdas Szlomo (Wspaniałość Salomona). Dziś zarzuca mu się, iż za sprawą jego nauczania Żydzi nie wstępowali do polskiej armii, bo ta wymagała od nich golenia bród. A tego ortodoks nie zrobi.

Tymczasem zbliża się północ, godzina zarezerwowana w synagogach na modły duchów, późna jak na nocną wycieczkę – zwłaszcza po cmentarzu. Na finiszu wizyty, popijając gorącą herbatę, zastanawiamy się, ile anegdot i niewyjaśnionych tajemnic kryje ów kawałek ziemi przy Powązkach. Na szczęście nasi przewodnicy nie próżnują. Ich praca przypomina detektywistyczną robotę. Po tym, jak podjęli się skatalogowania grobów, zmagają się z zaszyfrowanymi datami, próbują dociec prawdy po tytułach wyrytych na macewach książek.

Bywają odkrywcami, odnaleźli na własną rękę grób siostry Andre Citroena! Co więcej przy nich jak odkrywca może się poczuć nawet zwykły spacerowicz.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!