[b]Irańskie władze oskarżyły Wielką Brytanię o sianie zamętu w Iranie i wzniecanie ulicznej rewolucji. Co pan na to? [/b]
[b]David Miliband:[/b] Widzimy dzisiaj w Teheranie i w innych miejscach setki tysięcy ludzi, które domagają się przeliczenia raz jeszcze głosów oddanych w wyborach prezydenckich. To smutne, że rząd irański zrzuca winę na rządy Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, a za chwilę może także Polski – za to, co się dzieje na ulicach ich miast. Odrzucamy kategorycznie sugestie, jakoby rząd brytyjski odpowiadał w mniejszym czy większym stopniu za te wydarzenia. Zawsze podkreślaliśmy, że dla brytyjskiej polityki zagranicznej relacje z władzami Iranu są niezwykle istotne, zawsze też trzymaliśmy się zasady nieingerencji w sprawy wewnętrzne innego kraju. To jest spór, który toczy się w łonie irańskiego społeczeństwa. Jako Brytyjczycy mówimy tylko, iż naród irański ma prawo wybrać wedle własnej woli swoje władze, swoich przedstawicieli, ale mówimy też bardzo wyraźnie, że ubolewamy nad ofiarami zamieszek na ulicach Teheranu, nad cierpieniem zwykłych Irańczyków, którzy chcieli jedynie, by ich głos został usłyszany.
[b]W ostatnich dniach znów zabrakło jednolitego głosu Europy w sprawie kluczowej dla stosunków międzynarodowych. Francuzi wydali w sprawie Iranu swoje oświadczenie, a kanclerz Angela Merkel swoje, zresztą dość ostre w treści. [/b]
Nie zgadzam się z tą opinią. Wszystkie komentarze miały przecież podobny ton. Wszyscy unijni przywódcy mówią o niedopuszczalnej przemocy wobec demonstrujących – w ubiegły poniedziałek wspólne oświadczenie w tej sprawie wydało 27 ministrów spraw zagranicznych Unii. Oczywiście toczy się dyskusja, na nieco innym poziomie, o przyszłości irańskiego programu nuklearnego czy roli Iranu jako ważnego kraju w regionie – tutaj zdania mogą być rozbieżne. Ale akurat w przypadku ostatnich wydarzeń głos Europy był stanowczy i jednoznaczny.
[b]Podobne kryzysy będą się powtarzały w przyszłości i za każdym razem będą dyplomatycznym testem dla Unii. I za każdym razem dziennikarze i politolodzy będą zadawać to samo pytanie: czy Unia jest już światowym graczem, czy raczej nigdy nim nie będzie, wciśnięta między USA, Chiny i Rosję. [/b]