Blair byłby fantastycznym prezydentem UE

Nie chcemy słabej Rosji, ale nie chcemy też, by polityka zagraniczna Kremla polegała na ciągłym rysowaniu na mapie stref wpływów – mówi minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii David Miliband w rozmowie z Markiem Magierowskim

Aktualizacja: 25.06.2009 08:54 Publikacja: 24.06.2009 18:14

David Miliband

David Miliband

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b]Irańskie władze oskarżyły Wielką Brytanię o sianie zamętu w Iranie i wzniecanie ulicznej rewolucji. Co pan na to? [/b]

[b]David Miliband:[/b] Widzimy dzisiaj w Teheranie i w innych miejscach setki tysięcy ludzi, które domagają się przeliczenia raz jeszcze głosów oddanych w wyborach prezydenckich. To smutne, że rząd irański zrzuca winę na rządy Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, a za chwilę może także Polski – za to, co się dzieje na ulicach ich miast. Odrzucamy kategorycznie sugestie, jakoby rząd brytyjski odpowiadał w mniejszym czy większym stopniu za te wydarzenia. Zawsze podkreślaliśmy, że dla brytyjskiej polityki zagranicznej relacje z władzami Iranu są niezwykle istotne, zawsze też trzymaliśmy się zasady nieingerencji w sprawy wewnętrzne innego kraju. To jest spór, który toczy się w łonie irańskiego społeczeństwa. Jako Brytyjczycy mówimy tylko, iż naród irański ma prawo wybrać wedle własnej woli swoje władze, swoich przedstawicieli, ale mówimy też bardzo wyraźnie, że ubolewamy nad ofiarami zamieszek na ulicach Teheranu, nad cierpieniem zwykłych Irańczyków, którzy chcieli jedynie, by ich głos został usłyszany.

[b]W ostatnich dniach znów zabrakło jednolitego głosu Europy w sprawie kluczowej dla stosunków międzynarodowych. Francuzi wydali w sprawie Iranu swoje oświadczenie, a kanclerz Angela Merkel swoje, zresztą dość ostre w treści. [/b]

Nie zgadzam się z tą opinią. Wszystkie komentarze miały przecież podobny ton. Wszyscy unijni przywódcy mówią o niedopuszczalnej przemocy wobec demonstrujących – w ubiegły poniedziałek wspólne oświadczenie w tej sprawie wydało 27 ministrów spraw zagranicznych Unii. Oczywiście toczy się dyskusja, na nieco innym poziomie, o przyszłości irańskiego programu nuklearnego czy roli Iranu jako ważnego kraju w regionie – tutaj zdania mogą być rozbieżne. Ale akurat w przypadku ostatnich wydarzeń głos Europy był stanowczy i jednoznaczny.

[b]Podobne kryzysy będą się powtarzały w przyszłości i za każdym razem będą dyplomatycznym testem dla Unii. I za każdym razem dziennikarze i politolodzy będą zadawać to samo pytanie: czy Unia jest już światowym graczem, czy raczej nigdy nim nie będzie, wciśnięta między USA, Chiny i Rosję. [/b]

Unia musi stać się poważnym aktorem na arenie międzynarodowej. Ostatnio tyle słyszeliśmy o grupie G2, o ścisłej współpracy między USA a Chinami. Myślę, że grupa G3, w której prominentną rolę odgrywałaby Unia Europejska, byłaby lepszym, bardziej logicznym rozwiązaniem.

[b]Czy mam traktować tę deklarację jako oficjalną propozycję ministra spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii? [/b]

Nie, absolutnie nie (śmiech). Europa ma po prostu poważną rolę do odegrania: i w polityce, i w światowej gospodarce, czy też w sprawach dotyczących obronności i bezpieczeństwa. Popatrzmy na to, co się wydarzyło w Europie Środkowo-Wschodniej: poprzez rozszerzenie Unia Europejska stała się czynnikiem stabilizującym cały region. Podobnie jest w przypadku zachodnich Bałkanów, gdzie Unia była siłą sprawczą niepodległości Kosowa. Mamy europejskich policjantów szkolących swoich kolegów po fachu w Afganistanie, mamy europejskich obserwatorów na wyborach w Pakistanie, mamy wreszcie europejskie okręty wojenne walczące z piratami w tak odległym od starego kontynentu zakątku świata, jakim jest Zatoka Adeńska.

[b]Czy sądzi pan, że traktat lizboński, jeżeli zostanie wprowadzony w życie, rzeczywiście pomoże Unii w prowadzeniu wspólnej polityki zagranicznej? [/b]

Oczywiście, choćby z tego prostego powodu, że teraz mamy de facto trzy unijne instytucje zajmujące się polityką zewnętrzną, a po wprowadzeniu traktatu jedną. Zwiększy się skuteczność i efektywność działań UE na świecie.

[b]Jest pan przekonany, że prezydent Unii Europejskiej i unijny wysoki przedstawiciel, nazywany potocznie „ministrem spraw zagranicznych Unii”, będą odporni na naciski ze strony głównych europejskich stolic? [/b]

Państwa członkowskie i tak będą miały najwięcej do powiedzenia w kształtowaniu unijnej polityki. Wysoki przedstawiciel będzie przewodził posiedzeniom 27 ministrów spraw zagranicznych, będzie ich wysłuchiwał, korzystał z ich rad. A ministrowie będą próbowali przekonywać go do swoich racji, przekazywać instrukcje własnych rządów.

[b]Niektórzy będą się starali przekazywać nieco więcej instrukcji niż inni. [/b]

Bez wątpienia, ale każdy głos będzie miał tę samą wagę. Najważniejsze, by wysoki przedstawiciel nie godził się na miałkie kompromisy, by nie szukał jedynie najniższego wspólnego mianownika, który będzie łączył wszystkie kraje członkowskie, bo wtedy nic ze wspólnej dyplomacji nie wyjdzie.

[b]Jakie cechy powinien mieć najlepszy kandydat na stanowisko prezydenta Unii Europejskiej? [/b]

Będzie przewodniczył obradom Rady Europejskiej, więc musi mieć zdolności przywódcze z prawdziwego zdarzenia. Powinien jednak także sam kreować, tworzyć, pobudzać do myślenia.

[b]Czy znaleźlibyśmy takiego polityka wśród byłych brytyjskich premierów? [/b]

Domyślałem się, dokąd zmierzają te pytania (śmiech). Tak, uważam, że Tony Blair byłby fantastycznym kandydatem i będziemy go popierać. Ale na razie Tony Blair nie prowadzi żadnej kampanii, traktat lizboński jeszcze nie wszedł w życie. Poczekajmy z tymi kandydaturami.

[b]Jak powinna wyglądać polityka Unii wobec Rosji. Więcej zaangażowania czy więcej dystansu? Zdrowy rozsądek czy strategiczne partnerstwo? [/b]

Oba podejścia się nie wykluczają. Po pierwsze nie chcemy słabej Rosji. Po drugie chcemy, by silna Rosja trzymała się pewnych reguł. Jej dyplomacja nie może polegać na ciągłym rysowaniu na mapach stref wpływów dwóch wielkich, geopolitycznych bloków. Rosja musi zacząć przestrzegać rządów prawa, terytorialnej integralności sąsiadów, musi traktować inne kraje po partnersku i szanować różnice zdań w debacie publicznej. Z drugiej strony istnieją pola wspólnych interesów i wspólnych zagrożeń dla Rosji i dla Zachodu: niestabilny Afganistan jest groźny i dla nas, i dla Moskwy. Podobnie jak nuklearny Iran. W dziedzinie energetyki jesteśmy skazani na współpracę z Rosją, ale musi ona przynosić korzyści obu stronom. Także w tym wypadku może nam pomóc traktat lizboński, bo pozwoli na bardziej strategiczne podejście z Rosją, ale także z innymi ważnymi dla Europy partnerami w dziedzinie bezpieczeństwa energetycznego, jak np. z Turcją.

[b]Chciałbym pan widzieć Turcję w Unii? [/b]

Zdecydowanie tak. Trzymanie Turcji poza Unią nie leży w interesie ani Ankary, ani Brukseli.

[b]Nicolas Sarkozy ma w tej sprawie odmienne zdanie. Jak wybrnie z tego dylematu przyszły wysoki przedstawiciel Unii ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa? Którą wizję stosunków z Turcją przyjmie za swoją: francuską czy brytyjską? [/b]

Na pewno znajdziemy wspólny język. W łonie Unii Europejskiej już zresztą doszło w kwestii Turcji do konsensusu: wszystkie kraje członkowskie zgodziły się przecież, że należy rozpocząć z nią negocjacje akcesyjne. Ponadto nikt nie proponuje, by Turcję przyjąć do Unii już jutro. To będzie długi proces.

[ramka][b]David Miliband[/b] za trzy tygodnie skończy 44 lata. W czerwcu 2007 r. został ministrem spraw zagranicznych w laburzystowskim rządzie Gordona Browna. Uznawany za poważnego kandydata do objęcia stanowiska szefa Partii Pracy, a w przyszłości także fotela premiera. Jest wnukiem warszawskich Żydów. [/ramka]

[b]Irańskie władze oskarżyły Wielką Brytanię o sianie zamętu w Iranie i wzniecanie ulicznej rewolucji. Co pan na to? [/b]

[b]David Miliband:[/b] Widzimy dzisiaj w Teheranie i w innych miejscach setki tysięcy ludzi, które domagają się przeliczenia raz jeszcze głosów oddanych w wyborach prezydenckich. To smutne, że rząd irański zrzuca winę na rządy Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, a za chwilę może także Polski – za to, co się dzieje na ulicach ich miast. Odrzucamy kategorycznie sugestie, jakoby rząd brytyjski odpowiadał w mniejszym czy większym stopniu za te wydarzenia. Zawsze podkreślaliśmy, że dla brytyjskiej polityki zagranicznej relacje z władzami Iranu są niezwykle istotne, zawsze też trzymaliśmy się zasady nieingerencji w sprawy wewnętrzne innego kraju. To jest spór, który toczy się w łonie irańskiego społeczeństwa. Jako Brytyjczycy mówimy tylko, iż naród irański ma prawo wybrać wedle własnej woli swoje władze, swoich przedstawicieli, ale mówimy też bardzo wyraźnie, że ubolewamy nad ofiarami zamieszek na ulicach Teheranu, nad cierpieniem zwykłych Irańczyków, którzy chcieli jedynie, by ich głos został usłyszany.

Pozostało 84% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!