[b]Rz: Jak dowiedziała się pani o skomplikowanej historii Zaolzia?[/b]
[b]Halina Mlynkova-Nowicka:[/b] – Nie jestem w stanie powiedzieć panu, jak dowiedziałam się o historii Zaolzia, tak samo, jak nie jestem w stanie powiedzieć, jak nauczyłam się mówić i chodzić. Pochodzę z Zaolzia i wiedzę tę wpajano nam od najmłodszych lat. Dla moich rodziców było to bardzo istotne.
[b]Czy może pani opowiedzieć o losach swojej rodziny w latach 1918 – 1920, po roku 1920, kiedy Zaolzie znalazło się w Czechosłowacji, a także w 1938 r.?[/b]
Z kroniki rodzinnej, którą pisał mój ojciec, wynika, iż w 1920 roku, podczas ataku czeskiego, szczęśliwie ocalała matka ojca, moja babcia. Obok domu ktoś postrzelił czeskiego żołnierza. Pozostali wpadli do domu i kazali stać pod ścianą przez długi czas. Po wielu godzinach z zewnątrz do pokoju padły strzały polskich żołnierzy, kule ominęły moją prababcię. Żołnierze wybiegli i pozostawili kobiety w spokoju.
Jeszcze gdy Zaolzie było czeskie, dziadek wysłał mojego ośmioletniego ojca do polskiej szkoły. Niestety, natychmiast stracił pracę. Z ogromnym bólem zamienił szkołę na czeską, ponieważ potrzebował pieniędzy na ukończenie budowy domu. Odbiło się to na nim po październiku 1938 r., gdy Zaolzie zostało zajęte przez Polskę. Po paru miesiącach ojciec wrócił do polskiej szkoły, ale dziadek został zdegradowany ze swojego stanowiska w pracy. Moja rodzina drżała ze strachu, ponieważ sąsiedzi grozili dziadkowi, że go powieszą. Nie był to chlubny okres w historii polskich Zaolziaków.