Ze względów osobistych. Zresztą nad tym, czy lecieć, do ostatniej chwili zastanawiała się też Ola Natalli-Świat, rozmawiałem z nią o tym kilka dni przed odlotem. Jej wątpliwości także wynikały z powodów osobistych.
Kiedy dowiedział się pan o katastrofie?
Jakieś pół godziny czy godzinę po tragedii. Mam taki zwyczaj, że kiedy idę spać, to wyciszam dzwonek w telefonie. Wstałem rano, przez godzinę miałem jeszcze wyciszoną komórkę, nie oglądałem telewizji. W pewnym momencie spojrzałem na telefon i zorientowałem się, że są dziesiątki nieodebranych połączeń. Bardzo się zdziwiłem, bo raczej w sobotę rano zbyt wiele osób nie próbuje się ze mną kontaktować. Wtedy zadzwonił do mnie Joachim Brudziński, ten telefon już odebrałem. Powiedział: „Boże, ty żyjesz".
Nie wiedział, że pan nie poleciał?