Rz: Siedział pan w więzieniu w czasach szacha. Po rewolucji, która szacha obaliła, wrócił pan za kraty jako więzień nowej władzy – islamskiej. Kiedy było gorzej: za szacha czy za ajatollahów?
Huszang Asadi:
To żart historii, że Irańczycy wzięli udział w rewolucji, bo chcieli zmiany na lepsze, a wyszło odwrotnie – na gorsze. Jeżeli chodzi o więzienia, to pozwalam sobie na porównanie: w czasach szacha były jak hotele, a po rewolucji islamskiej jak piekło. Niektórzy zarzucają mi, że wychwalam czasy szacha. Nie, nie uważam, że wtedy było dobrze, ale po jego obaleniu więźniom było dużo gorzej, sam tego doznałem.
Władza szacha nie była oparta na ideologii. Jego służby bezpieczeństwa wsadzały do aresztów przeciwników systemu. Jak ktoś się nie przyznawał, to był torturowany. Ale jak się przyznał, wskutek tortur czy nie, to służba bezpieczeństwa dawała mu spokój i jego sprawa trafiała do sądu. W sądzie mówiło się: jestem młody, zbłądziłem, wybaczcie. I wybaczali. Gdy ktoś się upierał, że ma rację, dostawał pół roku do trzech lat więzienia. Mówię o karanych za poglądy, a nie za walkę zbrojną, bo za to można było dostać od trzech lat do kary śmierci. Takie panowały reguły, były jasne.
Republika islamska wobec więźniów politycznych działała inaczej. Najpierw chcieli nas złamać. Wymusić, by mężczyzna wyznał wbrew prawdzie, że jest szpiegiem czy homoseksualistą, a kobieta, że jest dziwką. Chodziło o to, by więźnia całkowicie zniszczyć psychicznie.