Szpiegu, szpiegu, chodź na tortury!

Więzienia za szacha były jak hotel, po rewolucji islamskiej jak piekło – mówi pisarz irański Huszang Asadi.

Publikacja: 02.11.2013 01:00

Ali Chamenei. Jest prawie jak bóg, mówi Huszang Asadi, który niegdyś siedział z nim w jednej celi

Ali Chamenei. Jest prawie jak bóg, mówi Huszang Asadi, który niegdyś siedział z nim w jednej celi

Foto: AFP

Rz: Siedział pan w więzieniu w czasach szacha. Po rewolucji, która szacha obaliła, wrócił pan za kraty jako więzień nowej władzy – islamskiej. Kiedy było gorzej: za szacha czy za ajatollahów?

Huszang Asadi:

To żart historii, że Irańczycy wzięli udział w rewolucji, bo chcieli zmiany na lepsze, a wyszło odwrotnie – na gorsze. Jeżeli chodzi o więzienia, to pozwalam sobie na porównanie: w czasach szacha były jak hotele, a po rewolucji islamskiej jak piekło. Niektórzy zarzucają mi, że wychwalam czasy szacha. Nie, nie uważam, że wtedy było dobrze, ale po jego obaleniu więźniom było dużo gorzej, sam tego doznałem.

Władza szacha nie była oparta na ideologii. Jego służby bezpieczeństwa wsadzały do aresztów przeciwników systemu. Jak ktoś się nie przyznawał, to był torturowany. Ale jak się przyznał, wskutek tortur czy nie, to służba bezpieczeństwa dawała mu spokój i jego sprawa trafiała do sądu. W sądzie mówiło się: jestem młody, zbłądziłem, wybaczcie. I wybaczali. Gdy ktoś się upierał, że ma rację, dostawał pół roku do trzech lat więzienia. Mówię o karanych za poglądy, a nie za walkę zbrojną, bo za to można było dostać od trzech lat do kary śmierci. Takie panowały reguły, były jasne.

Republika islamska wobec więźniów politycznych działała inaczej. Najpierw chcieli nas złamać. Wymusić, by mężczyzna wyznał wbrew prawdzie, że jest szpiegiem czy homoseksualistą, a kobieta, że jest dziwką. Chodziło o to, by więźnia całkowicie zniszczyć psychicznie.

Służba bezpieczeństwa szacha starała się wydobyć od aresztowanych informacje po to, by zlikwidować organizacje skierowane przeciwko monarsze. A służby po rewolucji zajmowały się łamaniem aresztowanych, bo informacji tak bardzo nie potrzebowały, miały np. w więzieniu całe kierownictwo partii komunistycznej. Nikt nas nie bronił, a sędziowie wydawali wyroki trudne do przewidzenia, bez reguł, decydowali o życiu lub śmierci aresztowanego, odwołując się do własnej interpretacji świętych ksiąg.

Czyli w czasach szacha łatwiej było być komunistą niż po jego obaleniu?

Oczywiście. Większość ważnych komunistów za szacha siedziała w więzieniu, ale to za ajatollahów ich masowo zabijano, mimo że partia komunistyczna, do której i ja należałem, Tudeh, nie walczyła zbrojnie, a nawet popierała przez jakiś czas rząd Republiki Islamskiej. Islamiści byli bardziej okrutni, bo byli opętani ideologią, jak Hitler i faszyści czy Stalin i jego komuniści.

Co by było, gdyby rewolucję przeciwko szachowi wygrali komuniści, a nie islamiści?

Niestety, politycznie wyglądałoby to podobnie, doszłoby do mordowania przeciwników politycznych. Rewolucja wyrastająca z ideologii zawsze kończy się tragicznie.

Mówi to pan, mimo że sam był komunistą i był za to prześladowany.

Jestem bardzo szczęśliwy, że nie wygraliśmy. Bo inaczej zamiast więźniem mógłbym być oprawcą.

Czyli mógłby się pan stać takim komunistycznym odpowiednikiem brata Hamida, islamisty, który pana torturował w więzieniu, negatywnego bohatera pana książki.

Tak. Pewnie byłbym przekonany, że racja jest po mojej stronie i powinienem zmieniać świat na lepsze wszelkimi środkami, jak trzeba to torturami.

Dlaczego w młodości uległ pan komunizmowi?

W tych czasach świat był dwubiegunowy: z jednej strony imperializm, z drugiej komunizm. Wielu młodym Irańczykom komunizm wydawał się bardzo atrakcyjny. Na dodatek mieliśmy długą granicę ze Związkiem Radzieckim, a przez nią przechodziły te idee. Wielu Irańczyków tam jeździło, np. do Baku, a Sowieci pokazywali tylko to, co miało dowodzić, że to był raj. Ja pojechałem na olimpiadę w 1980 roku i też mnie tam przekonywano, że wszyscy mają wszystko. Młodzi ludzie w to wierzyli, nie zauważali, że brakuje tam wolności.

Niewiele wiemy o pana oprawcy, nazywanym w książce bratem Hamidem. Nie chciał pan ujawnić jego tożsamości?

Wydawca angielskiej wersji mojej książki nie chciał podawać nazwiska mojego oprawcy, bo to wpływowy człowiek i może nas pozwać w sądzie. Ale w perskiej wersji wydanej na emigracji jest i nazwisko, i jego zdjęcia. Był ambasadorem w Tadżykistanie. Gdy opublikowałem jego zdjęcie i podałem, że to on mnie torturował, natychmiast został odwołany z placówki dyplomatycznej do Teheranu. Teraz jest bardzo bogatym człowiekiem, prowadzi interesy z Chinami.

Czy wierzył pan, że uda się przeżyć w więzieniu dla wrogów Islamskiej Republiki Iranu?

Myślałem, że zostanę zabity. Brat Hamid zapowiadał, że mnie osobiście zastrzeli. Długo byłem w pojedynczej celi, po trzech latach stanąłem przed sądem. Długa lista zarzutów wskazywała, że skończy się egzekucją. Poprosiłem duchownego-sędziego o to, by mi pozwolił zadzwonić do żony, skoro mogą mnie zaraz zabić. Odpowiedział, że nie wie, czy sobie na to zasłużyłem. Ten człowiek jest teraz najważniejszym sędzią Islamskiej Republiki.

Co w więzieniu było najgorsze?

To, że mnie znieważano. Nazywali mnie szpiegiem, zarzucano, że występuję przeciw mojemu krajowi, jestem wrogiem ludu. A ja pochodziłem z biednej rodziny i walczyłem o demokrację, nigdy się nie spodziewałem, że ktoś nazwie mnie szpiegiem, zdrajcą na usługach obcych sił. To trudniejsze do zniesienia niż baty, niż inne tortury, które mi zadawano, łącznie z wieszaniem głową w dół z ekskrementami ustawianymi pod nosem. Moi oprawcy nie używali mojego imienia, wołali do mnie: szpiegu!, chodź tu, szpiegu!

Za szacha siedział pan w jednej celi z Alim Chameneim, dziś najważniejszym człowiekiem w Islamskiej Republice Iranu. W książce przedstawił go pan jako miłośnika poezji, skromnego, religijnego człowieka. To zaskakujący portret przyszłego przywódcy kraju, jak pan pisze rządzonego przez bandytów?

Napisałem, jak było. W tamtym czasie Ali Chamenei był dobrym człowiekiem, jak w mojej książce. Tragedia polega na tym, że dobry człowiek, który walczył o demokrację i trafił za to do więzienia, zmienił się w złego dyktatora.

Dlaczego?

Odpowiedź brzmi: ideologia, władza. To przykre. Mógł odegrać pozytywną rolę w historii Iranu, mógł być ojcem narodu. Ale jest dyktatorem. Szkoda, że tak się stało. Gdy siedzieliśmy w jednej celi, staliśmy się sobie bliscy. Rozmawialiśmy o wszystkim, oddawałem mu codziennie przydziałowego papierosa, bo sam nie paliłem, a on tak. Opowiadałem czasem pieprzne dowcipy albo śpiewałem piosenki o miłości, choć nie mam głosu, ale on prosił: przestań, przestań. Takich tematów nie lubił.

Czy teraz ma pan jakikolwiek kontakt z Chameneim, może on wysyła do pana do Paryża jakieś sygnały poprzez swoich ludzi?

Skądże, nie ma żadnych kontaktów. On jest teraz w Iranie jak bóg. Nawet prezydent, jak chce się z nim spotkać, to prosi o to z tygodniowym wyprzedzeniem. Był taki jak ja, ale już dawno nie jest. Ostatni raz widziałem go miesiąc przed tym, jak został prezydentem [w 1981 roku, dwa lata po obaleniu szacha. Potem 4 czerwca 1989 został najwyższym przywódcą, następcą zmarłego dzień wcześniej ajatollaha Chomeiniego – red.]. Poszedłem do jego domu, tak jak to robiłem wcześniej. Gdy był prezydentem, trafiłem do więzienia.

Chamenei jest w Iranie najważniejszy. Ale jest też nowy ważny człowiek w irańskich władzach – prezydent Hasan Rohani, również duchowny, ale uchodzący za umiarkowanego. Świat wiąże z nim spore nadzieje. Mówi się o ofensywie uroku Hasana Rohaniego. Ulega jej pan?

Nie. W tym rządzie są radykałowie, a nie reformatorzy, jest tam co najmniej trzech byłych oprawców, sędziów sądów porewolucyjnych. Rohani to nowy Ahmadineżad. Z tym że Ahmadineżad wymachiwał pięścią, a Rohani pokazuje uśmiech. Sankcje zmusiły reżim do zmian, ale tylko powierzchownych. W głębi nic się nie zmieniło – ludzie giną, są egzekucje, są więźniowie polityczni. W areszcie domowym siedzą liderzy opozycji. Jedna znana prawniczka i obrończyni praw człowieka została wypuszczona z więzienia, ale to zmiana na pokaz. Może w sprawie atomu reżim jest skłonny do kompromisu z Zachodem, ale więcej zmian się nie spodziewam. Nie za Rohaniego.

Wróci pan do Iranu z paryskiej emigracji?

Teraz nie, bo minister sprawiedliwości zapowiedział, że ci, co wracają z emigracji, zostaną zatrzymani i trafią przed sąd. Bo są winni. Mam nadzieję, że sytuacja kiedyś się zmieni i będę mógł wrócić.

Czy to możliwe bez rewolucji, które, jak pan mówi, kończą się tragicznie?

Skoro to było możliwe w Polsce, to dlaczego nie u nas.

Sylwetka

Huszang Asadi

– pisarz irański. Przez wiele lat więzień polityczny Urodzony w 1950 roku w Teheranie. Przed rewolucją islamską był dziennikarzem największego dziennika „Kejhan". I młodym działaczem komunistycznym. Po raz pierwszy trafił do więzienia w czasach szacha. Kilka lat po obaleniu monarchy wrócił do więzienia pod zarzutem szpiegostwa na rzecz ZSRR i jednocześnie Wielkiej Brytanii. Skazany na karę śmierci przez powieszenie, potem zmienioną na 15 lat pozbawienia wolności. Wyszedł z więzienia po sześciu latach. Od 10 lat jest emigrantem, mieszka w Paryżu. Jest autorem książki „Listy do mojego oprawcy. Miłość, rewolucja i irańskie więzienie", której polskie tłumaczenie ukazało się w wydawnictwie Czarne.

Rz: Siedział pan w więzieniu w czasach szacha. Po rewolucji, która szacha obaliła, wrócił pan za kraty jako więzień nowej władzy – islamskiej. Kiedy było gorzej: za szacha czy za ajatollahów?

Huszang Asadi:

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!