- PiS zarzuca wam, że ze względu na zbliżające się wybory mrugacie okiem do środowisk artystycznych – co prawda nie legalizujemy marihuany, ale nie będziemy wsadzać was do więzienia za skręta.
– Prace nad ograniczeniem popytu na narkotyki rozpoczęły się w sierpniu 2007 roku, a więc za rządów ministra Zbigniewa Ziobry z PiS. To on powołał koordynatora tego programu, a ja go nie zmieniłem. I to pod okiem tego koordynatora powstał ów projekt.
- A jak się sprawdził zakaz sprzedaży dopalaczy?
– Bardzo dobrze. Mam nadzieję, że efektem działań rządu w tym zakresie będzie radykalne ograniczenie zażywania dopalaczy. W ubiegłym roku bywały takie miesiące, że na oddziały toksykologii trafiło ponad 200 młodych ludzi z objawami zatrucia po zażyciu dopalaczy. W tym roku do szpitali trafiało po kilkanaście osób miesięcznie.
- Czyli restrykcyjne przepisy nie są takie złe?
– Dopalacze były kupowane legalnie. Narkotyki były i będą zakazane. Dopalacze były kupowane pod wpływem chwili. Młodzi ludzie szli na imprezę i w ostatniej chwili uznawali, że trzeba sobie ją jeszcze polepszyć, kupując używki. Teraz to jest niemożliwe.
- Podobno sprzedaż dopalaczy przeniosła się do Internetu?
– Po części. Dla potencjalnego konsumenta oznacza to, że trzeba złożyć zamówienie, podać swoje dane, numer karty kredytowej i poczekać na kuriera. Nie da się tego zrobić szybko. I okazało się, że m.in. dzięki wprowadzonym przez rząd rozwiązaniom radykalnie spadło spożycie dopalaczy. Nasze rozwiązania wzbudziły duże zainteresowanie w Unii Europejskiej. Rozpoczęły się rozmowy, czy korzystając z polskiego wzoru, nie iść w kierunku ujednolicenia przepisów w całej Unii. To jeszcze bardziej utrudniłoby handel dopalaczami, bo sklepy internetowe nie mogłyby działać we wszystkich krajach unijnych.
- Pana pomysł na sądy stadionowe budzi prawie tyle samo emocji co nowe przepisy o narkotykach.
– To nie będą sądy stadionowe, tylko rozprawy odmiejscowione.
- Sędziowie ze stowarzyszenia Iustitia mają zastrzeżenia do tego pomysłu.
– Nie rozumiem dlaczego, bo pomysł był sprawdzony w innych krajach. Tego typu rozprawy, odbywające się jak najbliżej miejsca przestępstwa zostały przetestowane m.in. w Kanadzie podczas olimpiady zimowej w Vancouver i w Portugalii podczas mistrzostw Europy w piłce nożnej. Zresztą zarządzenie o rozpoznaniu sprawy w tym trybie, zawsze podejmuje sędzia w konkretnym przypadku. Jeśli uzna, że sprawcę trzeba przewieźć do sądu, może to zrobić. Przypomnę, że to nie jest jedyne rozwiązanie, które ma zapewnić spokój na stadionach podczas Euro 2012. Jest też dozór elektroniczny dla osób objętych zakazem stadionowym. Dzięki temu jesteśmy w stanie skutecznie dopilnować pobytu takiej osoby w domu, podczas wszystkich meczów. Niech sobie poszaleje, nawet rzuca puszką od piwa, ale we własny telewizor i we własnym domu.
– Sędziowie z Iustitii twierdzą, że rozprawę stadionową można zaskarżyć do Strasburga.
– Wszystko można zaskarżyć do Strasburga. Rozprawa odmiejscowiona spełnia wszelkie standardy procesu sądowego w trybie przyspieszonym. Konsultując ten projekt, spotkaliśmy się z wieloma pozytywnymi głosami, w tym pozytywnym stanowiskiem Sądu Najwyższego, który rozprawę odmiejscowioną uznaje za trafiony pomysł. Liczymy też na prewencyjny charakter tego rozwiązania. Na to, że dzięki niej bandyci stadionowi zastanowią się, czy opłaca się wszczynać burdę, skoro natychmiast mogą zostać za to skazani.
– Ale dlaczego na stadionach? Przecież oskarżonego można dowieźć do sądu.
- A dlaczego policja ma to robić i narażać się na możliwość odbicia takiego delikwenta przez kolegów. Przecież takie rzeczy się zdarzają.
- To dlaczego Iustitia tak protestuje?
- Są środowiska, które z trudem przyjmują jakiekolwiek zmiany. Przypomnę krytyczne głosy, kiedy 15 miesięcy temu uruchamialiśmy e-sąd, a do którego do dzisiaj wpłynęło ponad milion spraw, z czego 950 tys. jest już załatwionych.
– Jak pan ocenia Prokuraturę Generalną po roku oddzielenia jej od ministra sprawiedliwości?
– Utwierdziłem się w przekonaniu, że była to decyzja słuszna, bo prokuratura na trwałe uniezależniła się od nacisków politycznych.
– Jak w takim razie ocenia pan wycofanie się z postawienia zarzutów wiceministrowi Parafianowiczowi?
– Nie mogę oceniać konkretnej decyzji prokuratora. Nie mam dostępu do materiału dowodowego. Mogą to natomiast robić dziennikarze w imieniu opinii publicznej. Mają oni prawo zadawać pytania, a prokuratura odpowiada im w sposób nieujawniający tajemnic śledztwa.
– Prokurator generalny milczy w tej sprawie...
– Tak jak wspomniałem, trudno mi się odnosić do tej konkretnej sprawy. Nie znam jej szczegółów. Obecnie ważną część mojej pracy stanowi za to analiza sprawozdania Prokuratora Generalnego z działalności w trakcie pierwszego roku działania niezależnej prokuratury.
– Co z niego wynika?
– Na przykład to, że w prokuraturach mimo bardzo dużej liczby spraw – 1 mln 167 tys. – nie narastają zaległości, co cieszy. Zmniejszyła się też liczba postępowań przygotowawczych o przewlekłym charakterze. Niepokoi mnie natomiast to, że ciągle duża liczba stanowisk funkcyjnych w prokuraturach nie została obsadzona oraz że zbyt duża liczba prokuratorów delegowanych do prokuratur wyższego szczebla. Taki delegowany prokurator może być mniej samodzielny, bo to od jego przełożonego zależy czy przedłuży mu delegację, z którą m.in. z czasem wiąże się wyższe wynagrodzenie.
- A jak pan ocenia dotychczasowe postępowanie prokuratury w śledztwie smoleńskim?
– Tej części sprawozdania jeszcze nie przeczytałem, dotyczy ono pracy prokuratorów wojskowych.
– Jakie ma pan plany polityczne? Podobno porzuca pan Senat na rzecz Sejmu?
- Mam takie plany, choć ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Chciałbym, żeby wszyscy ci, którzy na mnie głosowali mogli ocenić moją dotychczasową działalność. A ponieważ mój dawny okręg senacki został podzielony na dwa, uznałem, że uczciwsze będzie kandydowanie do Sejmu, dzięki czemu wszyscy łodzianie, a nie część, będą mogli ocenić moją pracę.
– Z którego miejsca na liście? W Łodzi będzie też kandydował minister Cezary Grabarczyk.
– Wielokrotnie deklarowałem, że nie zabiegam o żadne konkretne miejsce na liście wyborczej, a o poparcie wyborców, które jest najważniejsze.