Polska powinna wyjść z inicjatywą. Zaproponować rdzeniowi Unii swój "kontrakt europejski". Powinniśmy mieć swoistą umowę o relacjach z wewnętrznym kręgiem europejskim - bo nie możemy do niego wejść bez euro, a euro dziś zagroziłoby naszemu rozwojowi i uderzyłoby w budżety domowe. Nawet Leszek Balcerowicz ostrzega przed szybkim wchodzeniem do strefy euro.
Donald Tusk zapędza nas do euro mimo wielkich kosztów gospodarczych, łamania konstytucji, za cenę przyjmowania obowiązków bez praw, tylko po to, by się w tym rdzeniu znaleźć. Poddaje się logice pogoni za rdzeniem, bez oglądania się na koszty.
Czyli PiS proponuje narodową debatę nad naszą rolą w UE i nad tym, jak mieć wpływ na to, co się dzieje w Unii?
Tak. Proponujemy debatę nad tym, jak twórczo poradzić sobie z rozpadem europejskiej jedności. Proponujemy dyskusję nad tym, by rdzeniowi UE, czyli decydującej o przyszłości strefie euro, zaproponować układ o współpracy, na warunkach, które dla nas będą korzystne. Nie siadać do stołu, rezygnując z suwerenności, przyjmując sprzeczny z konstytucją pakt fiskalny, lecz twórczo zaproponować kontrakt z rdzeniem UE.
To ma być specjalna umowa międzynarodowa? Zmiana traktatów? Osobny pakt?
Kontrakt powinien się składać z kilku elementów. Po pierwsze, musi obronić zasadę wspólnego rynku oraz braku barier i granic między oboma kręgami integracji. Po drugie, musimy zapewnić sobie prymat traktatów i prawa wspólnotowego nad prawem wewnętrznym europejskiego rdzenia, takim jak np. pakt fiskalny. Po trzecie, musi obronić solidarność europejską: budżet strefy euro nie może być tworzony kosztem budżetu całej Unii. Po czwarte, prymat instytucji unijnych nad instytucjami rdzenia, np. szczyty eurostrefy nie mogą przejmować kompetencji Rady ministrów finansów całej Unii itd. Po piąte, relacje między rdzeniem a resztą winny sie oprzeć na zasadzie wzajemnych korzyści. No i zachowanie podmiotowości państw, zero federacji. To może być treść nowego europejskiego traktatu.