Zawłaszczanie Franciszka

Jeśli papież zacznie przypominać stanowisko Kościoła w takich kwestiach jak aborcja, eutanazja i homoseksualizm, to zaczną na niego spadać zarzuty o skłonności autorytarne – uważa publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 21.03.2013 19:25

Początek pontyfikatu Franciszka pokazuje, że na razie mamy do czynienia przede wszystkim z papieżem epoki rewolucji informacyjnej. Tak to przynajmniej wygląda z polskiej perspektywy. Kardynał Jorge Bergoglio, do chwili wybrania go na tron Piotrowy, był w naszym kraju postacią nieznaną. Teraz poznajemy go głównie za pośrednictwem mnożących się na jego temat opinii. A te, jak wiadomo, są tendencyjne, bo pełno w nich ujawniających się wobec Franciszka oczekiwań i zarazem uprzedzeń. Sporo opinie te mówią zatem nie tyle o papieżu, ile o ich autorach, którzy od Kościoła katolickiego wymagają dostosowania się do standardów laicko-liberalnej nowoczesności.

Istotą myślenia lewicowo-liberalnych publicystów o Kościele są przeniknięte sentymentalizmem ideologiczne mrzonki. Sprowadzają oni chrześcijaństwo do bycia „dobrym człowiekiem"

Rewolucja informacyjna spowodowała, że osoby publiczne funkcjonują w dwóch wymiarach: realnym i wirtualnym. Często te dwa wymiary są niekoherentne. I nic w tym dziwnego. W wymiarze realnym liczy się głównie to, kim ktoś jest naprawdę, natomiast w wirtualnym – wizerunek tej osoby.

Wydaje się, że Franciszek funkcjonuje bardziej w wymiarze wirtualnym niż realnym. Owszem, homilie papieża są powszechnie dostępne – możemy je czytać lub ich słuchać – i dzięki temu wyrabiać odnośnie do głowy Kościoła własne zdanie. Tyle że jednocześnie bombardowani jesteśmy przekazami medialnymi, w których najważniejszy jest wizerunek Franciszka. Kierowane ku nam z Watykanu przesłanie traci na znaczeniu.

Warunkowa sympatia

Strategia lewicowo-liberalnych mediów w kreowaniu wizerunku papieża jest prosta. Generalnie Franciszek przedstawiany jest jako dobrotliwy, poczciwy kapłan, który za powołanie chrześcijan uważa filantropię. Tyle że w wymiarze realnym okazuje się on duchownym operującym takimi politycznie niepoprawnymi pojęciami jak „diabeł” oraz wrogiem przemian kulturowych i obyczajowych lansowanych przez siły światowego postępu jako konieczność dziejowa.

Stąd w lewicowo-liberalnych mediach potrzeba posiadania na papieża jakiegoś haka. Tym hakiem są rzucane co i rusz podejrzenia o kolaborację księdza Bergoglia w latach 70. ubiegłego wieku z argentyńską juntą wojskową. Ale dowodów na to, że ten ówczesny prowincjał jezuitów pomagał władzom w ściganiu działających w opozycji swoich zakonnych współbraci, jak nie było, tak nie ma.

Dlatego sympatia, jaką Franciszkowi okazują środowiska chcące reformować Kościół, jest warunkowa. Papież może na nią liczyć tylko wtedy, jeśli w jego wystąpieniach prym będzie wiodła osławiona „opcja na rzecz ubogich” i zamilczane zostaną drażliwe sprawy dotyczące stanowiska Kościoła chociażby w takich kwestiach, jak aborcja, eutanazja, homoseksualizm. W przeciwnym razie na Franciszka będą spadać zarzuty o skłonności autorytarne.

Wystarczy, że papież, stroniąc od sentymentalnych narracji, zacznie przestrzegać świat przed opłakanymi skutkami „cywilizacji śmierci” i „dyktatury relatywizmu” – nawiązując tym samym odpowiednio do retoryki Jana Pawła II i Benedykta XVI – a już w lewicowo-liberalnych mediach pojawią się sugestie, że może jednak głowa Kościoła ma ręce umoczone we krwi jezuitów prześladowanych przez juntę.

Dogmatyczna twarz Kościoła?

Oczywiście nie zawsze chodzi o obliczoną na dawanie Kościołowi do wiwatu wizerunkową grę. Tak jest w przypadku obrazu Franciszka – obrazu dość spójnego – kreślonego przez Artura Domosławskiego, który na stronach internetowych „Polityki” potraktował głowę Kościoła bez taryfy ulgowej. Autor wraca do wydarzeń z lat 70. „Nowego papieża – czytamy – broni pokojowy noblista z Argentyny Adolfo Perez-Esquivel, który był więźniem politycznym i obrońcą praw człowieka w tamtych czasach. Twierdzi, że nowy papież nie był wspólnikiem dyktatury. To ważny głos, ale nawet głos najszacowniejszej osoby nie może zastąpić ustalania faktów. Mrocznych poszlak i relacji jest sporo, w najbliższych dniach będziemy dowiadywali się coraz więcej”. Szczególnym zarzutem stawianym w tym kontekście kardynałowi Bergoglio jest to, iż – według Domosławskiego – zaprzeczał on związkom Kościoła w Argentynie z juntą.

Ale nie tylko z tego powodu publicysta „Polityki” ma na temat Franciszka złe zdanie. Kardynał Bergoglio to w jego oczach „dogmatyczna twarz Kościoła, wroga przemianom obyczajowym ostatnich dekad i lat” – hierarcha, który nazywając inicjatywę na rzecz instytucjonalizacji związków homoseksualnych „diabelskim ruchem”, używa „języka inkwizycji”. „Mówi się, że jego dogmatyczne podejście łagodzi stanowcza krytyka społecznych nierówności i wezwania do pomagania biednym. Kościół »współczującego dogmatyzmu?«” – pyta ironicznie i sarkastycznie Domosławski.

Można się z takim ujęciem nie zgadzać, bo z pewnością naznaczone jest ono radykalnymi założeniami ideologicznymi. Domosławski nie ukrywa swoich laicko-lewicowych poglądów. Dla niego przewinieniem jest przypuszczalnie już sam brak zaangażowania księdza Bergoglio po stronie walczącej z juntą opozycyjnej partyzantki. I oczywiście publicysta „Polityki” nie może okazać pobłażliwości wobec moralnych aspektów nauczania Kościoła, których Franciszek był zawsze niezłomnym strażnikiem. Ale nie mamy tutaj prób zawłaszczania papieża. A to właśnie takie próby są charakterystyczne dla lewicowo-liberalnych mediów.

Oręż w walce politycznej

I tak redakcyjny kolega Domosławskiego Adam Szostkiewicz we Franciszku postrzega przede wszystkim młot na polską prawicę. Na stronach internetowych „Polityki” snuje swoje rozważania, tytułując je „Kościół ubogich”, a odnosząc się do tego tytułu, stwierdza: „Pod tym hasłem papież Franciszek już robi furorę. Ale co na to nasza prawica? To przecież nie może być jej hasło, bo ona ubogich nazywa roszczeniowcami i każe im wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Przynajmniej w Polsce, bo na świecie prawica miewa wrażliwość społeczną”.

Szostkiewicz oczywiście trafia kulą w płot, bo akurat piętnowany przez niego neoliberalizm – nakazujący „wziąć odpowiedzialność za swoje życie” – jest od końca PRL promowany przez środowiska, do których publicyście „Polityki” było zawsze bardzo blisko. To wskazujący brutalność przemian gospodarczych w III RP związkowcy „Solidarności” czy działacze Samoobrony oskarżani byli przez intelektualistów z warszawsko-krakowskiego salonu – z którym związany jest Szostkiewicz – o „roszczeniowość”. Ktoś tu więc tylko udaje orędownika „opcji na rzecz ubogich”, bo nim nigdy w praktyce nie był.

Natomiast szczytami manipulacji są komentarze Katarzyny Wiśniewskiej na łamach „Gazety Wyborczej”. Publicystka ta dostrzega w rozpoczynającym się pontyfikacie wyłącznie to, co chce dostrzec. I ona traktuje papieża jako oręż w walce politycznej. Jej głowę obsesyjnie zaprząta wizja polskich katolików – utożsamianych z polską prawicą – których nic innego nie interesuje tylko potępianie homoseksualistów (bo prawica polska „geja ma za diabła”).
Jakże od tych mitycznych przerażających fundamentalistów religijnych – sugeruje Wiśniewska – różni się papież. Taki on otwarty i tolerancyjny, że nawet nie zakreślił znaku krzyża nad obecnymi na audiencji dziennikarzami, bo „dostrzega, że krzyż nie dla wszystkich musi być symbolem miłości, może przeciwnie – opresji. I mają do tego prawo”.
Franciszek zaimponował Wiśniewskiej też tym, że w trakcie mszy świętej inaugurującej pontyfikat „mówił o dobroci, czułości i Ewangelii”, a nie o tym, iż „ świat odwraca się od Boga, że jest lewacko-libertyński i w ogóle paskudny”. Najważniejsze więc, że papież – jak do tej pory – jest miły i nie wzbudza – pominąwszy rzecz jasna polskich ciemnogrodzian – kontrowersji – taki wniosek nieodparcie można wysnuć z publicystyki Wiśniewskiej.

Wystarczy być dobrym człowiekiem?

Istotą myślenia lewicowo-liberalnych publicystów o Kościele są przeniknięte sentymentalizmem ideologiczne mrzonki. Sprowadzają oni chrześcijaństwo do laickiej formuły bycia „dobrym człowiekiem”. Dla kogoś takiego przestaje mieć znaczenie, czy Bóg istnieje, czy Jezus Chrystus poniósł męczeńską śmierć za grzechy wszystkich ludzi, czy istnieje wybór między zbawieniem a potępieniem. Przy takiej interpretacji chrześcijaństwa i „opcja na rzecz ubogich” zostaje pozbawiona poziomu duchowego.

A przecież nauczanie Kościoła nie jest „z tego świata”. Podstawowe doświadczenie chrześcijańskie stanowi ogołocenie człowieka prowadzące go do pokory. Jeśli pojawia się zachęta do dawania jałmużny, to nie chodzi w takim przypadku o filantropię uprawianą wyłącznie przez oligarchów, lecz o uczynek miłosierdzia, który stanowi obowiązek każdego chrześcijanina bez względu na sytuację majątkową.

Jałmużna jest głównie potrzebna dawcy, a nie biorcy. Dawca powinien ją praktykować w dyskrecji – żeby nie szukać wdzięczności u biorcy i poklasku u ludzi, którzy mogliby być świadkami takiego aktu. Bo w gruncie rzeczy uczynek miłosierdzia ma prowadzić do spotkania z Bogiem, a nie entuzjazmu tłumów.

W homilii wygłoszonej dzień po wyborze na papieża Franciszek wypowiedział w tym kontekście kluczowe słowa: „jeśli idziemy bez krzyża, jeśli budujemy bez krzyża, nie mamy nic wspólnego z uczniami Chrystusa. Tak, możemy być kardynałami, biskupami, kapłanami, ale nie mamy wtedy nic wspólnego z Chrystusem, nie jesteśmy jego uczniami”.
Co na to Szostkiewicz i Wiśniewska? O byciu „dobrym człowiekiem”, który jeździ transportem publicznym i sam sobie gotuje, nie ma tu mowy. Cel ostateczny – zbawienie – jest bowiem ważniejszy niż prowadzące do niego – efektowne medialnie – środki.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!