– To nie był pomysł Sikorskiego, tylko trend w całej Unii, przed którym białoruska opozycja bardzo mocno ostrzegała. Przestrzegaliśmy, że Łukaszenko wykorzysta tę „odwilż” na dalsze umacnianie aparatu bezpieczeństwa, systemu inwigilacji. Dziś na Białorusi mamy już ponad 150 tys. ludzi w samej policji, proporcjonalnie więcej niż w Rosji. A Łukaszenko się chwali, że w KGB pracuje 12 tys. funkcjonariuszy. On się uczy na doświadczeniach pomarańczowej rewolucji, arabskiej wiosny. Kontrola mediów społecznościowych na Białorusi jest na przykład o wiele szczelniejsza, niż kiedykolwiek była w Egipcie, Tunezji. Nie ma też manifestacji, której nie infiltrowałyby służby bezpieczeństwa.
Koncepcja wynegocjowanej z Łukaszenką demokratycznej transformacji może jednak nie była aż tak naiwna: w końcu taki był model, który doprowadził do upadku dyktatury komunistycznej w Polsce i innych krajach bloku wschodniego.
– Między dzisiejszą Białorusią a Polską sprzed ćwierć wieku jest fundamentalna różnica: Łukaszenko nie jest białoruskim dyktatorem, tylko dyktatorem na Białorusi. On nie czuje więzi z narodem, nie dba o jego interes. Ma tylko obsesję władzy. Właśnie dlatego między nim a demokratyczną opozycją nie ma punktów stycznych, które mogłyby być podstawą do wynegocjowania jakiegoś porozumienia. Z Jaruzelskim było inaczej: centrum jego świata była Polska, nie ZSRR czy blok wschodni.
Czy jednak twardy kurs Unii wobec Łukaszenki nie wepchnie Białorusi w ręce Rosji?
– To jest argument, który wymyśliła w Mińsku KGB i który poprzez białoruskie ambasady został bardzo skutecznie rozpropagowany w całej Europie. Tyle że w interesie Rosji nie jest wchłonięcie Białorusi i umocnienie wizerunku kraju prowadzącego agresywną politykę międzynarodową. Nawet ZSRR na przełomie lat 80. i 90. musiał pogodzić się z niepodległością republik bałtyckich pod presją wspólnoty międzynarodowej, a przecież to były o wiele trudniejsze czasy niż dziś. Putin musi modernizować Rosję, nie stać go na wydawanie, tak jak teraz, 10 mld dolarów rocznie na utrzymywanie reżimu Łukaszenki bez wymiernych korzyści. Dla Kremla próba nawiązania przez Unię współpracy z Mińskiem, czego jesteśmy po raz kolejny świadkami w tej chwili, jest korzystna, bo dzięki temu białoruski dyktator potrzebuje mniej rosyjskich pieniędzy. A wsparcie, jakie dostaje od Brukseli, Łukaszenko może z kolei wykorzystywać do prowadzenia działań przeciwko nam, opozycji.
Białoruska opozycja też nie jest jednak bez winy. Dlaczego nigdy nie udało wam się zjednoczyć wokół jednego kandydata, tak jak „Solidarność” wokół Lecha Wałęsy?