Rzeczpospolita: Trauma po wojnie domowej w Libanie (1975–1990) – o niej opowiada „Jalo", pańska powieść, której tłumaczenie właśnie ukazało się w Polsce. Teraz trwa wojna w sąsiedniej Syrii. Też jest wydarzeniem traumatycznym.
Iljas Churi: Mamy w regionie długi ciąg wojen. Począwszy od masakry Ormian sto lat temu i towarzyszących jej mordów wyznawców Syryjskiego Kościoła Ortodoksyjnego [syriackiego – red.] – o tej wspólnocie piszę w książce. Potem trauma palestyńskiej Nakby, czyli katastrofy, i wojna domowa w Libanie. Region jest w czasie kwestionowania swojej tożsamości. A takie wydarzenia są krwawe.
Sądzi pan, że wszystkie wojny ostatnich stu lat na Bliskim Wschodzie są takie same?
Jest ciąg, długi krwawy szlak usiany katastrofami. Jego początek wiąże się z powstaniem państw narodowych. Państwo narodowe sprawia wielkie problemy mniejszościom. Może potrzebujemy katastrofy, by stworzyć nową koncepcję różnorodności.
W ostatniej wojnie pojawia się koncepcja państwa opartego na zasadach religijnych, tworzonego przez organizację, która ma w nazwie i państwo, i islamskie.