Najpierw był staż w kancelarii, dziś jestem w niej partnerem

Renoma zawodowa zawsze idzie za nazwiskiem. I to od pierwszego dnia aplikacji. Warto o tym pamiętać.

Publikacja: 01.02.2015 09:00

Najpierw był staż w kancelarii, dziś jestem w niej partnerem

Foto: Rzeczpospolita, Michał Dębiński Michał Dębiński

Rz: Jak wyglądały pana pierwsze kroki na rynku prawniczym?

Jerzy Kwaśniewski: Uczestniczyłem w pracach poradni prawa, a na drugim roku zacząłem pracę w kancelarii. To, co zobaczyłem, wcale nie różniło się tak bardzo od filmowych obrazów prawniczej kariery. Zdarzali się ekscentryczni klienci, zarwane noce i sprawy budzące poczucie prawdziwej misji. Dało o sobie znać zawodowe powołanie, ale uznałem, że w czasie studiów priorytetem jest nauka, a praca może być jedynie jej dopełnieniem. W tym czasie podjąłem też próbę studiów na arabistyce, zarzuconą, gdy całkowicie pochłonęły mnie studia prawnicze. Zresztą szkołami prawa islamu interesuję się do dzisiaj.

Zajmował się pan kiedyś sprawami prawa arabskiego?

Tak, chociaż nigdy nie stało się to osią mojej działalności. To kilka spraw z prawa rodzinnego oraz udział w projektowaniu muzułmańskich inwestycji finansowych, na podstawie szczególnych zasad rządzących instrumentami finansowymi w krajach islamu. Interesowały mnie zawsze wpływy prawa religijnego na cywilne. Niewielu polskich prawników wie na przykład, że w naszym systemie prawa funkcjonuje do dzisiaj artefakt prawa muzułmańskiego – instytucja wakufa, czyli wyjęcia nieruchomości przeznaczonej na cele religijne z obrotu, mająca swe źródła w ustawie z 1936 roku.

Specjalizuje się pan głównie w prawie zrzeszeniowym. Jak znalazł pan swoją niszę?

Pod koniec studiów zostałem stażystą w kancelarii, w której teraz jestem partnerem. Moje zadania zaczęły się koncentrować na działalności organizacji członkowskich, takich jak stowarzyszenia, izby gospodarcze i spółdzielnie. Po pewnym czasie rozpocząłem pracę na rzecz największego polskiego stowarzyszenia przedsiębiorców, organizacji zrzeszającej drogowych przewoźników międzynarodowych i posiadającej blisko sześćdziesięcioletnią tradycję nieprzerwanej działalności. Z czasem poznawałem inne pozarządowe organizacje przedsiębiorców i rozumiałem coraz lepiej specyfikę tego rodzaju instytucji w ogóle. W Polsce, w porównaniu z Niemcami czy Francją, rynek organizacji branżowych o charakterze samoregulacyjnym i samorządowym dopiero się tworzy, a przedsiębiorcy pozostają wciąż w większości niezrzeszeni.

Czy obsługa prawna organizacji członkowskich gwarantuje stałe zyski?

Tak. Mam czworo dzieci, więc nie może być inaczej.

Pana zainteresowanie organizacjami członkowskimi miało swoje bezpośrednie przełożenie na zaangażowanie w obronę praw obywatelskich.

To prawda. Pracując dla organizacji członkowskich, musiałem wiele razy odpowiadać sobie na pytanie o istotę wolności zrzeszania się. A nie da się tego zrobić bez odniesienia do wolności słowa, bo obie te instytucje są nierozłącznie powiązane. Zupełnie niespodziewane moje doświadczenie znalazło zastosowanie po nawiązaniu kontaktu z Fundacją Pro – Prawo do Życia, która ostro i jednoznacznie zabiera głos w debacie publicznej. Fundacja prowadzi liczne wystawy, na których prezentuje zdjęcia nienarodzonych dzieci, rozczłonkowanych podczas aborcji. Część mediów lokalnych mocno atakowała organizatorów akcji. Pojawiły się wnioski o ich ukaranie na podstawie kodeksu wykroczeń. Miałem przyjemność dołączyć do grona świetnych adwokatów podejmujących się obrony działaczy fundacji. Zaangażowałem się w sprawę wystawy zorganizowanej na Ursynowie. Wygraliśmy ją, podobnie jak kolejne. Okazało się, że sądy korzystnie rozpatrują obronę, która dąży do rozpoznania, jakie są granice wolności słowa. W tej sposób natrafiłem też na rodzące się wówczas Centrum Ordo Iuris, które w 2013 r. przerodziło się w Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris, w którym działam do dziś.

Na czym polega pana działalność w Ordo Iuris?

Od samego początku kieruję Centrum Interwencji Procesowej Ordo Iuris. Współpracujemy z grupą sprawdzonych adwokatów i radców prawnych, którzy udzielają pomocy prawnej pro bono i wspólnie koordynują działalność w sprawach precedensowych dotyczących obrony tradycyjnego ładu i wartości w procesie stanowienia i stosowania prawa. Na początku zajmowaliśmy się głównie prawem rodzinnym. Zgłaszały się do nas rodziny rozdzielone wskutek krzywdzących urzędniczych decyzji o odebraniu dzieci. W toku tych postępowań zbudowaliśmy zespół interwencyjny, który dzisiaj działa w zdecydowanie szerszym zakresie spraw.

Jest pan pełnomocnikiem doktora Bogdana Chazana. W jaki sposób zajął się pan jego sprawą?

Pan profesor poprosił Instytut Ordo Iuris o udzielenie wstępnej pomocy, gdy rozpoczęły się kontrole w Szpitalu św. Rodziny. Wówczas zaproponowaliśmy mu pełne wsparcie w sporze z prezydent Warszawy. Dostrzegłem, że ta sprawa ma charakter precedensowy i może ukształtować zarówno praktykę administracyjną nadzoru nad służbą zdrowia, jak i praktykę orzeczniczą, jeżeli dojdzie do sporu sądowego. I nie myliłem się.

Takie sprawy z pewnością służą rozpoznawalności. Czy wiąże się z tym napływ nowych klientów?

Wiele razy zdarzyło się, że klienci aktywnie poszukiwali kontaktu ze mną pod wpływem informacji prasowej o mojej działalności społecznej lub w związku z zaangażowaniem w obsługę organizacji branżowych. Zdarzają się też klienci, którzy poszukują adwokata wyznającego ten sam co oni system wartości. Ma to niebanalne znaczenie w budowie zaufania niezbędnego w relacji pomiędzy adwokatem a jego klientem.

Jakie ma pan rady dla młodych adeptów sztuki prawniczej?

Wszyscy mówią, że sukces można znaleźć w niszy. Prawda jest jednak taka, że często to nie my znajdujemy niszę, ale nisza natrafia na nas. Na studiach nie myślałem, że zajmę się prawem organizacji członkowskich, a już wkrótce stały się moją pasją oraz źródłem utrzymania i początkiem innych prawniczych zainteresowań. Podobnie sprawy dotyczące wolności sumienia i wolności wyznania. To wynik pewnego naturalnego rozwoju zawodowego. Trzeba pamiętać, że renoma zawodowa zawsze idzie za nazwiskiem. I to od pierwszego dnia aplikacji.

—rozmawiała Dominika Pietrzyk

Adw. Jerzy Kwaśniewski ma 31 lat. Jest partnerem w Kancelarii Parchimowicz i Kwaśniewski oraz kieruje Centrum Interwencji Procesowej Instytutu na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Specjalizuje się w obsłudze branżowych organizacji pozarządowych i w obronie praw oraz swobód obywatelskich.

Rz: Jak wyglądały pana pierwsze kroki na rynku prawniczym?

Jerzy Kwaśniewski: Uczestniczyłem w pracach poradni prawa, a na drugim roku zacząłem pracę w kancelarii. To, co zobaczyłem, wcale nie różniło się tak bardzo od filmowych obrazów prawniczej kariery. Zdarzali się ekscentryczni klienci, zarwane noce i sprawy budzące poczucie prawdziwej misji. Dało o sobie znać zawodowe powołanie, ale uznałem, że w czasie studiów priorytetem jest nauka, a praca może być jedynie jej dopełnieniem. W tym czasie podjąłem też próbę studiów na arabistyce, zarzuconą, gdy całkowicie pochłonęły mnie studia prawnicze. Zresztą szkołami prawa islamu interesuję się do dzisiaj.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
ZUS
ZUS przekazał ważne informacje na temat rozliczenia składki zdrowotnej
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Prawo karne
NIK zawiadamia prokuraturę o próbie usunięcia przemocą Mariana Banasia
Aplikacje i egzaminy
Znów mniej chętnych na prawnicze egzaminy zawodowe
Prawnicy
Prokurator Ewa Wrzosek: Nie popełniłam żadnego przestępstwa
Prawnicy
Rzecznik dyscyplinarny adwokatów przegrał w sprawie zgubionego pendrive'a