Gdy w 2005 r. wprowadzano do kodeksu postępowania cywilnego przepisy poświęcone mediacji, nadzieje były ogromne. Miała być remedium na przewlekłość postępowań sądowych, nadmierne obłożenie sądów sprawami, niezadowolenie z treści wyroków itp. Niestety, znów rzeczywistość przerosła wyobraźnię ustawodawcy. Niewielkie zainteresowanie mediacją w Polsce wynika z niezrozumienia sposobu i okoliczności jej stosowania. Większości osób wydaje się, że mediator powinien wyręczać sędziego i nakłaniać strony do ugody. Problem tkwi w tym, że w sprawach o zapłatę strony z reguły same mogą ocenić, czy przeciwnik procesowy chce rozmawiać i polubownie zakończyć sprawę. Jeżeli tak jest, spór zazwyczaj w ogóle nie trafia do sądu, a jeżeli już, to kończy się tam zawarciem ugody. Gdy natomiast nie ma woli rozmów, to nawet mediator niewiele wniesie do sprawy.
Ostatnio słyszy się sugestie, by mediację wprowadzić do procesu cywilnego jako obligatoryjny element postępowania.
Jak wynika z moich obserwacji, w ok. 75 proc. spraw gospodarczych o zapłatę sporu nie ma wcale. Jest tylko dłużnik, który nie reguluje należności, bo nie ma pieniędzy, bo nieuczciwie traktuje wierzyciela... W konsekwencji bardzo szybko dochodzi do wydania nakazu zapłaty (odpowiednik wyroku) i jego uprawomocnienia się. Jeśli pozwani wnoszą sprzeciwy od nakazów, to niejednokrotnie tylko po to, by przeciągnąć sprawę i odroczyć moment egzekucji. Tak więc zmuszanie wierzyciela (powoda) do rozmów z dłużnikiem w obecności mediatora, gdy dłużnik w ogóle nie jest zainteresowany ugodą, lecz jedynie niepłaceniem, mogłoby prowadzić do niepotrzebnego przedłużania postępowań.
Zadania mediatora
Ogromne pole do działalności mediatorów jest natomiast tam, gdzie sporu paradoksalnie nie ma: jest dłużnik, który chce zapłacić, prosi jedynie o odroczenie, rozłożenie długu na raty... Mediacja powinna się cieszyć zainteresowaniem w firmach, które borykają się z problemami ściągania należności. Gdy dłużnik przyznaje się do długu i deklaruje, że tym razem na pewno zapłaci, ale w ratach, nic nie stoi na przeszkodzie, by powiedzieć: „Dobrze, ale opiszmy to w ugodzie zawartej przed mediatorem". Propozycja taka daje możliwość zweryfikowania tego, co mówi dłużnik. Dłużnicy bardzo często odmawiają składania deklaracji na piśmie. Co oznacza, że nie do końca poważnie traktują swoje obietnice, a to powinno być sygnałem dla wierzyciela, że czas skończyć negocjacje i skierować sprawę do sądu.
Co więcej, zgodnie z art. 183(15) k.p.c., ugoda zawarta przed mediatorem ma moc tytułu egzekucyjnego, jest odpowiednikiem wyroku. Jeżeli dłużnik nie będzie płacić w zadeklarowanych terminach, można wystąpić do sądu o nadanie ugodzie klauzuli wykonalności i skierować sprawę do egzekucji. Klauzula nadawana jest na posiedzeniu niejawnym (czyli bez wyznaczania rozprawy), a jej koszt wynosi 50 zł. Słowem, dzięki mediacji możliwe jest ominięcie drogi sądowej i związanych z nią kosztów. Ugoda zawierana w takich okolicznościach przypomina nieco instytucję zwaną dobrowolnym poddaniem się egzekucji. Sporządzane jest ono w formie aktu notarialnego (na podstawie art. 777 § 1 pkt 5 i 6 k.p.c.). Przewagą ugody zawieranej przed mediatorem jest zdecydowanie większa mobilność mediatorów. Zdarza się, że rozmowy prowadzone z dłużnikami przebiegają dość dynamicznie, a jeżeli ma dojść do zawarcia ugody, powinna być ona sporządzona niemal natychmiast, inaczej dłużnik może zmienić zdanie i starać się grać na zwłokę. Niestety, notariusz może przyjechać do siedziby klienta jedynie wtedy, gdy zachodzą nadzwyczajne okoliczności. Dla mediatorów prawo nie przewiduje takich ograniczeń.