Nie trudno też było, wbrew sugestiom prowadzących spotkanie redaktorów, wyłowić najważniejsze argumenty w sporze. Rostowski przekonywał, że składka do OFE jest finansowana za pomocą długu publicznego, dlatego należy ją ograniczyć w celu ochrony państwa przed nadmiernym zadłużaniem się. Ponadto twierdził, że ta część środków, które OFE lokują w obligacje rządowe tak naprawdę nie jest inwestycją, ponieważ obligacje te finansują wypłatę bieżących emerytur. Większość pieniędzy, które wpłacamy do funduszy emerytalnych przyczynia się więc jedynie do powiększania długu publicznego, w żaden sposób nie wspierając gospodarki.

Balcerowicz nie godził się z zawartą w twierdzeniach Rostowskiego tezą, że finansowanie deficytu ZUS musi następować na drodze zwiększania długu publicznego lub obniżenia składki na OFE. Wskazywał na konieczność przeprowadzenia reformy finansów publicznych i oskarżał rząd, że zabiera środki, mające trafić do OFE, wyłącznie z powodu strachu przed ograniczeniem wydatków w roku wyborczym.

Choć Rostowski mówił sprawnie i był spokojniejszy, nie sądzę by większość widzów wskazała go jako zwycięzcę. Bardziej wyrobiona publiczność na pewno nie uwierzyła solennym zapewnieniom, że konta w ZUS mają taki sam charakter jak konta w OFE, a obietnice przyszłych wypłat mają taką samą wiarygodność jak aktywa finansowe. Widzów mniej orientujących się w sprawach emerytur musiał za to uderzyć napastliwy ton ministra finansów. Rostowski podsumował na przykład jedną wypowiedź Balcerowicza słowami: „Jeżeli Leszek tego nie rozumiesz to ja nie bardzo wiem, jak mogłeś do tej rozmowy przystąpić".

W debacie przewijały się także inne argumenty, wyraźnie jednak zabrakło jednego wątku. Skoro tak złą rzeczą jest, że fundusze muszą inwestować w polski dług publiczny zamiast w gospodarkę, to dlaczego nie zwolnić ich z tego obowiązku. Można by na przykład, idąc za chilijskim pierwowzorem, pozwolić OFE inwestować w obligacje korporacyjne i akcje również poza granicami naszego kraju. Oprócz pozbycia się wrażenia, że OFE zadłużają Polskę, takie rozwiązanie zwiększyło by bezpieczeństwo portfela przyszłych emerytów poprzez większą dywersyfikacje oraz pozwoliło uniezależnić w znacznym stopniu wysokość emerytur od sytuacji demograficznej w naszym kraju.

Niestety profesorowi Balcerowiczowi, jako współautorowi reformy z 1999 roku, trudno było proponować tak daleko idące zmiany w funkcjonowaniu OFE. Pominięcie tak ważnej sprawy pokazuje jednak, że potrzeba znacznie dłuższej debaty z udziałem większej liczby stron, by reforma systemu emerytalnego przybrała bardziej racjonalny kształt. Niestety rząd, chcąc przeforsować swoje propozycje w kilka miesięcy, nie zostawił na taką dyskusję czasu.