To sedno najnowszego wyroku Sądu Najwyższego, jaki zapadł w sprawie byłej żony jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej, byłego wiceministra. Kobieta domagała się od Skarbu Państwa renty i 250 tys. zł zadośćuczynienia.
W sprawie występował też ich wspólny syn. Zasądzono mu 100 tys. zł, a wcześniej Skarb Państwa dobrowolnie wypłacił mu 250 tys. zł, tak jak wszystkim innym bliskim ofiar tragedii. Była żona pieniędzy nie dostała.
Małżeństwem byli ponad osiem lat. Rozwiedli się 13 lat przed tragedią. Wtedy sąd zasądził na rzecz syna alimenty, a byli małżonkowie zawarli ugodę, ustalając kontakty z dzieckiem. Ojciec łożył na naukę i wypoczynek syna i wspierał byłą żonę w obowiązkach rodzicielskich.
Sądy obu instancji nie znalazły podstaw do uwzględnienia jej żądania w art. 446 § 4 kodeksu cywilnego ws. roszczeń odszkodowawczych dla „najbliższych członków rodziny". Pojęcie to nie jest zdefiniowane, a w ocenie sądu chodzi o osoby powiązane poczuciem bliskości, wspólnoty osobistej i gospodarczej, wynikającej nie tylko z pokrewieństwa. Rozwiedziony małżonek nie jest już członkiem rodziny, bo rozwód następuje w wyniku trwałego rozkładu pożycia, więc powódka nie ma tzw. legitymacji do żądania zadośćuczynienia w związku ze śmiercią byłego męża. Co do renty ani wyrok rozwodowy, ani ugoda nie zobowiązała zmarłego do utrzymywania byłej żony, ona też przez 13 lat nie zgłaszała takiego roszczenia.
Głównym zarzutem skargi kasacyjnej powódki było przyjęcie, że rozwód automatycznie wyklucza ją z kręgu najbliższych członków rodziny uprawnionych do zadośćuczynienia i że nie wystarczy żywa więź rodzicielska powódki ze zmarłym. Prokuratoria wskazywała, że od rozwodu nie było więzi małżeńskiej ani też konkubinatu.