Młody człowiek z Warszawy potrącił autem na pasach kobietę: dwa dni była w szpitalu i tydzień na zwolnieniu. Zaproponowała, by zapłacił jej 1,5 tys. zł zadośćuczynienia. Zgodził się, odbierając od niej pisemne oświadczenie, że rezygnuje z wszelkich roszczeń wobec niego związanych z tym wypadkiem. ?Czy pozwoli mu to zapomnieć o kłopotach na zawsze?
Można się porozumieć
Umowa, w której jedna ze stron zobowiązuje się zapłacić określone odszkodowanie za wyrządzoną szkodę, uzyskując zapewnienie drugiej strony, że nie będzie dochodziła żadnych dodatkowych roszczeń związanych ze szkodą, to nic innego jak ugoda.
– Taka ugoda jest prawnie skuteczna – zaznacza Marcin Orlicki z Katedry Prawa Cywilnego, Handlowego i Ubezpieczeniowego Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. – Nie można jednak wykluczyć, że jedna ze stron uzna, że zawarła ją, będąc w błędzie – dodaje.
Uchylenie się od skutków takiej ugody jest możliwe tylko, gdy błąd dotyczy stanu faktycznego, który obie strony uważały za niewątpliwy.
– Wchodzą w rachubę dwie sytuacje. Gdy poszkodowany w wypadku zadowala się jakąś nawet zaniżoną kwotą zadośćuczynienia, rezygnuje z wszelkich roszczeń. Jeśli natomiast po czasie pojawi się schorzenie, które nie było brane pod uwagę w czasie zawierania ugody, to mamy nową szkodę, a w konsekwencji nowe roszczenie – wyjaśnia Orlicki.