Sąd nie może iść na skróty i ryczałtowo określić rekompensatę – orzekł w środowym wyroku Sąd Najwyższy.
Choć nieraz takie ryczałtowe podejście mogłoby uprościć i skrócić postępowanie. Ta uwaga ma znaczenie zwłaszcza dla rozpatrywanej w środę sprawy, która trwa już 11 lat.
Prezes za kratami
To sprawa o odszkodowania za niesłuszne tymczasowe aresztowanie, które zastosowano (na osiem miesięcy) wobec Piotra Paula na przełomie 2001/2002 r., wtedy sprawnego biznesmena, prezesa dwuosobowej spółki jawnej, zatrudniającej w zakładzie pracy chronionej 500 osób, w lwiej części niepełnosprawnych. Dodajmy, że biznes szedł dobrze dzięki zwolnieniom podatkowym, które wygasały z końcem 2003 r. Aresztowano go wraz z kilkunastoma innymi osobami pod zarzutem prania pieniędzy, ale podejrzenia okazały się bezpodstawne, nawet go nie oskarżono. Tymczasem brak prezesa, a zwłaszcza informacja o jego aresztowaniu wystraszyły kontrahentów spółki.
Biegli odszkodowanie wyliczyli na 18,2 mln zł, ale Sąd Okręgowy w Bydgoszczy zasądził 2,3 mln zł – za utratę firmy, a już bez zrekompensowania utraconych (spodziewanych) korzyści. Ten werdykt Sąd Apelacyjny w Gdańsku utrzymał. Sądy niższych instancji zastosowały szczególny przepis kodeksu cywilnego, mianowicie art. 322, który w niektórych rodzajach spraw, w tym o naprawienie szkody, pozwala sądowi, jeżeli uzna, że ścisłe udowodnienie wysokości szkody jest niemożliwe lub nader utrudnione, zasądzić odpowiednią sumę według własnej oceny, opartej na rozważeniu wszystkich okoliczności sprawy. Czyli zasądziły swego rodzaju ryczałt.
Powiedziały przy tym, że utracone dochody są hipotetyczne, niedostatecznie uprawdopodobnione. Poza tym dochody spółki, nawet jawnej – jak tutaj, to nie to samo co dochody wspólnika.