Na tę nową Azarenkę patrzy się z przyjemnością. W ćwierćfinale Białorusinka potwierdziła, że jest w formie pozwalającej na najśmielsze marzenia, nawet w Wielkim Szlemie. Spotkanie z Elise Mertens było pokazem jej mocy (6:1, 6:0), Belgijka ani razu nie wygrała swojego podania, a przy drugim serwisie zdobyła tylko 4 punkty.
Azarenka wygrywa jak na paradzie, a Serena Williams każdy sukces musi wyrywać rywalce po długiej walce z nią i ze sobą. Mecze z Greczynką Marią Sakkari i w ćwierćfinale z rewelacją turnieju, grająca w zawodowej imprezie pierwszy raz od trzech lat Cwetaną Pironkową, były dla Sereny drogą przez mękę.
Bułgarka zaczęła znakomicie, wygrała pierwszego seta, przełamała podanie rywalki w pierwszym gemie seta drugiego, stosując zmienne rotacje, nie pozwalała Serenie wykorzystać fizycznej przewagi. Amerykanka znów wydawała się za wolna, psuła wiele banalnych piłek.
Nic dziwnego, że gdy udało się jej w drugim secie odrobić stratę serwisu, krzyknęła tak, że zagłuszyła chyba samoloty startujące z pobliskiego lotniska La Guardia. To był punkt zwrotny meczu, potem Serena kontrolowała już przebieg wydarzeń, w czym bardzo pomógł jej znakomity serwis (20 asów), i wygrała 4:6, 6:3, 6:2.
Azarenka i Williams spotkały się w półfinale w nocy z czwartku na piątek czasu polskiego. W drugim meczu półfinałowym grały Naomi Osaka (Japonia) i Jennifer Brady (USA).