Wygrać z 57. tenisistką świata nie było zadaniem całkiem łatwym. Paolini niedawno była na turnieju WTA 250 w Warszawie, po pokonaniu Danki Kovinić, Clare Burel i Viktoriji Golubic doszła do półfinału (przegrała z przyszłą mistrzynią Caroline Garcią), czyli pokazała, że mając 160 cm wzrostu i sporo odwagi też można nieźle grać w tenisa. 

Amerykańskie korty twarde i mocne słońce na pustawym, ale wielkoszlemowym stadionie im. Louisa Armstronga w Nowym Jorku to jednak inna historia, niż korty ziemne Legii. Iga Świątek wyraźnie zmobilizowana, szybka i zdecydowana – to było za wiele na ambitną Włoszkę, której niekiedy przypomina się, że ma odrobinę polskiej krwi, dzięki babci z Łodzi.

Jasmine próbowała grać mocno, ale dość szybko pojęła, że w długich wymianach z Igą wielkich szans nie ma. Serwis groźny nie był, bo wtedy wzrostu jednak brakowało. Trener Renzo Furlan wiele podpowiedzieć nie mógł. Paolini próbowała więc ryzykować, grać po liniach i kiedy trafiała, nadzieja nie gasła. Polka miała na te próby spokojną, wyważoną grę, mocną, ale bez przesady, ona ryzykować nie musiała. 

Ponieważ serwis Igi, także ten drugi, z silną rotacją, działał dobrze, to tablica wyników szybko pokazała różnicę. Po godzinie było 6:3, 5:0. Po kolejnych sześciu minutach mecz się skończył. – W drugim secie odnalazłam właściwy rytm gry, stąd to przyspieszenie. Lubię grać te pierwsze mecze, sprawdzić formę. Już wiem z jakiej pozycji rozpoczęłam US Open – mówiła Iga podczas pierwszej rozmowy, jeszcze na korcie. 

Jasmine mogła zejść z wielkiego kortu ze wspomnieniem, że w drugim secie wygrała najpiękniejszą, składającą się z 27 odbić wymianę z liderką rankingu WTA. Innych przyjemności nie miała. Iga zagra w czwartek ze Sloane Stephens.