Dokument nakręciła Maria Zmarz-Koczanowicz. To piękna opowieść o miłości, która przetrwała nie tylko próbę czasu, ale także rozdzielenia przez kubańskie władze. Niedługo po ślubie José został przez nie porwany i uprowadzony na Kubę. Kiedy niemal cudem wrócił do Polski, został na stałe. Nie próbował więcej odwiedzać rodzinnych stron.– Jeśli tam nastąpią zmiany i będę pewny, że to nie podróż w jedną stronę – pojadę – deklaruje José Torres. – Ale by tak się stało, potrzeba jeszcze kilkunastu lat, może wybierzemy się na Kubę kiedyś z wnukami.
– Jeśli tam nastąpią zmiany i będę pewny, że to nie podróż w jedną stronę – pojadę – deklaruje José Torres. – Ale by tak się stało, potrzeba jeszcze kilkunastu lat, może wybierzemy się na Kubę kiedyś z wnukami.
W 1981 roku José Torres zjawił się w Polsce. Przyjechał przekonany do idei komunizmu i ideałów rewolucji, ale w Polsce zaczęły mu się otwierać oczy na kubańską rzeczywistość. Wtedy, jako 21-letni student, rozpoczął studia we wrocławskiej Akademii Muzycznej. Na ostatnim roku poślubił Polkę Izę. Kiedy młodzi spodziewali się pierwszego potomka, pewnego dnia do akademika zapukał pracownik ambasady kubańskiej i oświadczył, że José jest wezwany przez władze swojego kraju do Warszawy. Po wielu perypetiach został załadowany na statek handlowy i odesłany... do Hawany. Bez żony. Kiedy urodził się Tomek, Iza wysłała zaproszenie dla José, by przyjechał z okazji jego narodzin. Dołączyła bilet lotniczy w zwykłej kopercie. Kosztował fortunę, by go nabyć trzeba było spieniężyć wszystkie instrumenty, które małżonkowie mieli.
– Wiceminister kultury Kuby była kobietą, zrozumiała mnie – wspomina Torres w filmie. – Kiedy wyjeżdżałem, oświadczyłem rodzicom, że już nie wrócę. Ojciec powiedział: „twoje miejsce jest tam, gdzie twoja rodzina". To było dla mnie błogosławieństwo.
Do Hawany, w której mieszka piątka rodzeństwa Jose, wybrała się z żoną i pierworodnym synem Tomkiem dokumentalistka Maria Zmarz-Koczanowicz. Tę sentymentalną, pełną emocji podróż zrelacjonowała w filmie.