[link=http://blog.rp.pl/feusette/2009/05/07/strasznie-fajna-telewizja/][b]Skomentuj na blogu[/b][/link]
Po pierwsze dlatego, że już sama czynność odsłaniania napisu spod odzieży wierzchniej zapowiada się w tym przypadku niezwykle interesująco. A co dopiero jego treść. Moim zdaniem powinna ona stanowić odpowiedź na wiadomość od męża i brzmieć: „A ja, Tomaszu, z ciebie nie”. Niech się państwu nie wydaje, że korespondencja Lisów to ich prywatna sprawa.
W końcu pan Tomasz zdobył się na wyznanie podczas transmitowanego przez TVP meczu charytatywnego, a nie np. w sypialni czy łazience. Trzeba wziąć również pod uwagę fakt, że w kolejnych sondażach prezydenckich plasuje się on bardzo wysoko i mimo że się broni rękami, nogami i napisami, nie wiadomo, czym się to wszystko skończy. Może pani Hanna zostanie pierwszą damą i kto się wtedy będzie śmiał?
Na pewno nie ci, którzy śmieją się teraz. A gdyby przyjęła się u Lisów moda na koszulkową korespondencję, moglibyśmy stać się świadkami fascynującego spektaklu medialnego z elementami telenoweli. A więc: „Haniu, jestem z ciebie dumny”, „A ja, Tomaszu, z ciebie nie”, „Dlaczego, Haniu?”, „Wiesz dlaczego, Tomaszu”, „Przysięgam, że nie wiem”, „Bo pracujesz ciągle w TVP”, „Haniu, a gdzie mam pracować?”, „Mógłbyś zostać prezydentem”, „Zwariowałaś?”, „Nie zwariowałam, tylko szukam pracy!”, „Przecież moja pensja wystarczy...” i tak dalej, i tym podobne.
Oczywiście, Lisowie nie mogliby się ograniczać do odsłaniania koszulek wyłącznie na zawodach sportowych, bo nie zdążą do wyborów. On mógłby to czynić w swoim programie, nagle ni stąd, ni zowąd: „Panie pośle, co pan sądzi o...” i myk koszulę na strzępy, a pod nią liścik do Hani. A ona z kolei – np. na zakupach w supermarkecie: „Poproszę jeszcze gumy miętowe...” i hop bluzeczka w górę, a pod nią wiadomość dla Tomasza. W markecie siła rażenia koszulki byłaby oczywiście mniejsza niż na ekranie, ale wystarczy zatrudnić kilku paparazzi i rozgłos murowany.