Warlikowski wystawił „Poskromienie złośnicy” w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Wcześniej trzykrotnie mierzył się z tekstami Szekspira.
Była toruńska inscenizacja „Kupca weneckiego”, poznańska „Zimowa opowieść” oraz zrealizowany w Tel Awiwie „Hamlet”. Oglądając „Poskromienie złośnicy”, ma się wrażenie, że reżyser wciąż eksperymentuje z teatrem, i bardzo wnikliwie bada reakcję widzów.
Trudno mi jednak zrozumieć, dlaczego Warlikowski tak bardzo zradykalizował wymowę utworu. Cały przedstawiony świat, a zwłaszcza główne postacie opowieści nakreślone zostały grubą kreską, czasem wręcz w karykaturalny sposób. Przez co z inscenizacji uleciała cała poezja.
Ale może tak reżyser widzi współczesny świat. W jego interpretacji „Poskromienie złośnicy” stało się przede wszystkim gorzką opowieścią o gangsterze i prostytutce. Kasia – Danuty Stenki jest kobietą wyzwoloną, dość cyniczną i świadomą swoich atrybutów. Doskonale wie, jak działa na mężczyzn i wykorzystuje tę wiedzę z premedytacją.
Petruchio w wykonaniu Adama Ferencego, chcąc usidlić Kasię, nie stosuje misternej gry, o której wspominał Szekspir. Ewidentnie brak mu ogłady, przypomina prymitywnego gangstera i sutenera traktującego kobietę jak przedmiot. W tak opowiedzianej historii trudno oczekiwać szczęśliwego zakończenia.