Urodzony w 1908 roku we Francji mistrz fotoreportażu i współzałożyciel słynnej agencji Magnum, zanim wziął do ręki aparat, studiował malarstwo. W filmie Raphaela O’Byrne’a nakręconym w 2001 roku (trzy lata przed śmiercią Cartier-Bressona) główny bohater jest już starszym panem.
Od lat nie fotografuje, postanowił odpocząć i skupić się na rysowaniu. Przegląda stare prace, wspomina okoliczności ich powstania, ale przede wszystkim dzieli się uwagami dotyczącymi życia, miłości, podróżowania...
Mówi, że przeszłość należy wymazać. Liczy się tylko przyszłość. Jaką ma receptę na dobrą fotografię? – Najważniejsze jest spojrzenie. Ludzie już nie patrzą. Owszem identyfikują wzrokiem, ale brakuje spojrzenia, które by przenikało i przeszywało – mówi. Chwilę później dodaje: – Wszystko jest łutem szczęścia. Wystarczy, że fotograf będzie otwarty na to, co daje los. Jeśli za bardzo się spina, nic z tego nie wyjdzie.
Przyznaje, że wiele jego zdjęć powstało przez przypadek. Zawsze starał się fotografować tak, by obiekt tego nie zauważył. Człowiek, który czuje na sobie oko obiektywu, mimowolnie „nakłada maskę”, zatraca spontaniczność i naturalność.
Uzupełnieniem historii Bressona są wypowiedzi innych artystów,