Wudu kojarzy się najczęściej z nakłuwanymi laleczkami, tu oglądamy jego pełne oblicze. Człowiek zachodniej cywilizacji nie jest w stanie objąć rozumem okrucieństwa, które kapłani i ich straż przyboczna zadają dzieciom i dorosłym.
Realizacja tego filmu była możliwa, dzięki – jak twierdzi reżyser – przyjaźni nawiązanej z jednym z naczelnych kapłanów. To elita społeczności w każdej z wiosek uprawiających wudu. W filmie najpierw oglądamy „święty letarg”, w który zapadają kobiety przeznaczone na ofiary składane bóstwom.
Podane im narkotyki, wytworzone z kory drzew, sprawiają, że mieszkanki wioski zapadają w tygodniową śpiączkę. Ale najbardziej drastycznie wygląda w kulcie wudu inicjacja młodych dziewcząt i chłopców. To głównie przez te sceny film powinien być opatrzony zapowiedzią „tylko dla dorosłych”.
Pierwszy etap inicjacji trwa siedem miesięcy, podczas których dziewczynki – także z pomocą substancji odurzających – są przygotowywane do bycia dobrą żoną. Końcowy obrzęd to nacinanie tępym nożykiem twarzy, piersi i reszty ciała. Jeśli któraś choćby stęknie z bólu, zostanie przez społeczność odrzucona.
Chłopcy przez te siedem miesięcy muszą chodzić zgarbieni, z lewą ręką za plecami. Każde odstępstwo od tej zasady wywoła gniew bóstw. Po kolejnych trzech latach, wypełnionych cierpieniem i bólem, chłopcy ruszają do większych osad, by... żebrać na ulicach. Owszem, rodzice mogą ich wykupić z rąk kapłana, ale często przekracza to ich możliwości.