Blizny po wojnie

Z kanadyjskim reżyserem Jeremym Podeswą rozmawia Agnieszka Kwiecień

Aktualizacja: 21.03.2010 23:08 Publikacja: 11.03.2010 17:29

Blizny po wojnie

Foto: HBO

[b]Rz: Co zainteresowało pana w scenariuszu serialu „Pacyfik”?[/b]

[b]Jeremy Podeswa:[/b] Podoba mi się, że pokazujemy wydarzenia wojny na Pacyfiku oczami jej uczestników, a w scenariuszu wykorzystane zostały autentyczne relacje. „Pacyfik” dotyka uniwersalnych spraw, a jednocześnie pozostaje wierny konkretnym realiom. Dla mnie to jest przede wszystkim opowieść o kosztach wojny. O tym, jakie pozostawia blizny.

[b]Jest pan w Polsce pierwszy raz. Wcześniej nie myślał pan, syn Polaka, żeby odwiedzić ojczyznę przodków?[/b]

Nie wydaje mi się, żebym unikał przyjazdu świadomie, ale też nie szukałem specjalnie okazji i pewnie ma to w jakimś stopniu związek z bolesnymi wspomnieniami ojca z czasów wojny. Dzięki „Pacyfikowi” nadarzyła się doskonała okazja, żeby przyjechać i lepiej poznać Polskę. Mój ojciec urodził się w Iwaniskach w Górach Świętokrzyskich. W czasie wojny przeszedł przez łódzkie getto i Auschwitz. Stracił niemal całą rodzinę. Oczywiście opowiadał nam, swoim synom, o wojennych przejściach i naszych polskich korzeniach. Tak się ciekawie złożyło, że prawie w tym samym czasie ja i mój brat odwiedziliśmy Polskę. W Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie wiszą trzy obrazy, które ojciec namalował w getcie. To było wzruszające odkrycie.

[b]Pański ojciec Julius Podeswa był malarzem. Czy to, że wychowywał się pan w rodzinie artystów, miało wpływ na wybór przez pana kariery filmowca? Podobno właśnie ojciec zaraził pana miłością do kina.[/b]

To prawda. Kiedy po odzyskaniu wolności czekał w Niemczech na wyjazd do Kanady, obejrzał wiele wspaniałych filmów, takich jak „Komedianci”. Był nimi zachwycony. Zajął się malarstwem tak jak jego ojciec i stryj. W naszym domu zawsze toczyły się dyskusje o sztuce, nasiąkałem tym. I tylko ja nie zostałem malarzem. Trochę rysuję, ale nie jestem tak dobry jak ojciec czy brat. Musiałem znaleźć własny język ekspresji, a zachęta i przykład ze strony najbliższych bardzo mi pomogły. Dla mnie chyba najważniejsze było to, że ojciec mimo najróżniejszych przeciwności pozostał wierny swojemu artystycznemu powołaniu. Bez tego nie mógł być szczęśliwy – to mnie ostatecznie przekonało, że powinienem iść podobną drogą.

[b]W Kanadzie skończył pan instytut filmowy, a zaraz potem pojechał do USA. Dziś pracuje pan głównie w Los Angeles. Czym się różni przemysł filmowy w Stanach od tego w Kanadzie?[/b]

Rozmachem, możliwościami i pieniędzmi. W Ameryce branża filmowa ma znacznie dłuższą historię, wspaniałą infrastrukturę, ogromną publiczność. Jednocześnie jednak w Kanadzie panuje doskonały klimat do robienia artystycznego, niezależnego kina.

[b]Pańskie nazwisko pojawiło się w czołówkach wielu popularnych seriali: „Sześć stóp pod ziemią”, „Bez skazy”, „Dexter”, „Rzym”, „Dynastia Tudorów”. Co jako reżyser zawdzięcza pan telewizji, a czego w niej panu zabrakło?[/b]

Telewizje nie są jednakowe. Np. telewizje kablowe oferują tak duże możliwości rozwoju, ciekawej pracy i tyle swobody, że właściwie niewiele się to różni od robienia własnych filmów. Pracujesz w kreatywnym zespole, ze znakomitymi scenarzystami i aktorami. Oczywiście, realizujesz cudzą wizję, ale dopóki ta wizja ci się podoba i zgadzasz się z większością decyzji – nie widzę problemu. Praca nad serialami daje wszechstronność, której nie osiągnąłbym w inny sposób. W krótkim czasie mogłem odkryć różne światy, style i gatunki. Ale jednej rzeczy telewizja dać nie może: doświadczenia bycia twórcą w pełni – od pomysłu po końcowy, ostateczny efekt.

[b]Nakręcił pan dotąd trzy własne filmy. Na wielu festiwalach, m.in. w Warszawie, prezentowane były „Ulotne fragmenty” – ekranizacja powieści Anne Michaels o losach ludzi, którzy przeżyli Holokaust.[/b]

Właściwie nie sądziłem, że kiedykolwiek nakręcę film na ten temat. Ale ta książka zrobiła na mnie duże wrażenie. To opowieść o sile pamięci. O tym, że przeszłość jest obecna w naszej teraźniejszości, ale nie można patrzeć wyłącznie za siebie. I nie chodzi o to, żeby zapomnieć – tylko, żeby nauczyć się z tym bagażem żyć.

[b]Rz: Co zainteresowało pana w scenariuszu serialu „Pacyfik”?[/b]

[b]Jeremy Podeswa:[/b] Podoba mi się, że pokazujemy wydarzenia wojny na Pacyfiku oczami jej uczestników, a w scenariuszu wykorzystane zostały autentyczne relacje. „Pacyfik” dotyka uniwersalnych spraw, a jednocześnie pozostaje wierny konkretnym realiom. Dla mnie to jest przede wszystkim opowieść o kosztach wojny. O tym, jakie pozostawia blizny.

Pozostało 91% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu