Nie jest pierwszą aktorką, która postanowiła spróbować sił jako wokalistka. Zwykle jednak w takich przypadkach chodzi o kaprys albo co najwyżej hobby. Z Juliette Lewis jest inaczej – radykalnie zmieniła życiowe priorytety: karierę, nawet życie prywatne podporządkowała swojej muzyce. Aktorstwo zeszło na dalszy plan.
Całą energię Lewis wkłada dziś w koncerty. Mówi w wywiadach, że film nigdy nie był w stanie dostarczyć jej takiego poczucia bliskości i więzi z publicznością. I dodaje, że na estradzie nie gra, jest w 100 procentach sobą.
Lewis nagrała dotąd cztery albumy, ma za sobą trasy koncertowe po Ameryce i Europie. Dotarła też do Polski – w 2009 roku ze swoim zespołem Juliette and the Licks wystąpiła na festiwalu Przystanek Woodstock. Ostatnią płytę „Terra Incognita” nagrała z nową grupą The New Romantiques.
Image drapieżnej gwiazdy rocka pasuje do Juliette Lewis jak ulał. Choć – jak sama przyznaje – dosyć długo dojrzewała do swego muzycznego buntu. Śmieje się, że im jest starsza, tym chętniej pozwala sobie na młodzieńcze ekstrawagancje. Na szczęście nie wszystkie. Doświadczenie ma swoją wartość i niektórych błędów młodości Lewis nie zamierza powtarzać.
Jako dwudziestoparolatka trafiła na odwyk. Była już wtedy gwiazdą i miała na koncie kilka znaczących ról, ale nie potrafiła sobie poradzić z popularnością i presją otoczenia. Uciekła w narkotyki. Wcześniej weszła w kolizję z prawem – kiedy miała 15 lat, została zatrzymana za jazdę samochodem bez prawa jazdy, a zaraz potem za udawanie pełnoletniej i wizytę w nocnym klubie. Zrobione wtedy pierwsze zdjęcia do policyjnej kartoteki do dziś wiszą na ścianie w domu gwiazdy.