Telewizja dla wścibskich

Udawane reportaże z udziałem amatorów przyciągają przed telewizory kilkumilionową rzeszę widzów. Pamiętacie „mięsnego jeża"? Wiosną takich dań w telewizyjnych ramówkach będzie jeszcze więcej – chyba że pojawi się u nas kolejna importowana nowość. Na przykład telenowela hybrydowa, która w Niemczech bije już rekordy popularności.

Publikacja: 09.12.2012 18:00

Polacy lubia? ogla?dac? w telewizji „prawdziwe z?ycie” swoich sa?siado?w. Dlatego che?tnie utoz?sami

Polacy lubia? ogla?dac? w telewizji „prawdziwe z?ycie” swoich sa?siado?w. Dlatego che?tnie utoz?samiaja? sie? z bohaterami „Dlaczego ja?” – serialu paradokumentalnego w Polsacie.

Foto: Polsat

Red

Scripted documentaries (zainscenizowane dokumenty – przyp. red.) powstały w Niemczech z potrzeby zastąpienia kosztownego reportażu tańszą podróbką. Widzowie od zawsze lubili zaglądać przez oko kamery do cudzego domu. Producenci telewizyjni tworzyli więc dokumenty z życia wzięte, np. reportaże z sali porodowej, chrzcin czy ślubu. Jednak ich przygotowanie sporo kosztowało. Trzeba było zgromadzić na taśmach wiele godzin materiału filmowego, które następnie przeglądał sztab ludzi, by w końcu wybrać to, co najciekawsze, i zmontować materiał. Ten sposób przygotowania filmu nigdy nie gwarantował dostatecznych emocji, które wciągnęłyby widzów, bo też nikt z ekipy nie miał na nie, jak to w życiu, wpływu. Praktyczni i oszczędni Niemcy wpadli więc na pomysł, żeby nad emocjami zapanować, a ciekawą historię, która „udawałaby" dokument, po prostu wymyślić i kazać ją odegrać zwykłym ludziom, płacąc im za to jak aktorom. I dopiero tak doprawiony „reportaż" zaserwować widzom.

W Niemczech ten format powstał z potrzeby szybkiego produkowania interesujących historii. Przy okazji znaleziono sposób na to, jak tanio stworzyć dobrą opowieść. Wymyślono też całą technologię, którą można sprzedać i przez to powtarzać format w innych krajach – opowiada Tamara Aagten-Margol, właścicielka firmy Tako Media, która wyprodukowała m.in. „Pamiętniki z wakacji", „Dlaczego ja" i „Trudne sprawy".

Tani niemiecki patent sprawdził się w innych krajach. Na początku scripted docu najlepiej sprzedawały się w Polsce, Rosji, na Ukrainie i na Węgrzech. Dziś ogląda je cała Europa. Format sprzedano do 30 krajów. – Zaczęto je produkować nawet w USA – podkreśla Tamara Aagten-Margol.

"Ukrytą prawdę" – tworzoną przez Constantin Entertainment, a emitowaną przez TVN – ogląda dziś około 2,5 mln widzów. Dla porównania, tradycyjny serialowy hit TVN „Lekarze" gromadzi przed telewizorami 3 mln widzów. Czym format, w którym występują nie aktorzy, a amatorzy, urzekł Polaków tak bardzo, że oglądają go równie chętnie jak seriale fabularne?

Nieosiągalni celebryci

Docufiction mają wysoką oglądalność, ponieważ oferują to, co w świecie gazet zapewniają tabloidy: mocne, wyraziste emocje, podane w jasny, prosty sposób – mówi Agnieszka Kruk, scenarzystka i współautorka 1200 odcinków seriali fabularnych, wykładowczyni scenariopisarstwa (Kursnaserial.pl).

Ku zaskoczeniu producentów TV, idealni oraz wystylizowani bohaterowie modnych seriali fabularnych przegrywają z szarym i mało medialnym życiem polskiej prowincji przedstawianym w pseudoreportażach.

Kruk podkreśla, że każdy scenarzysta kieruje się w swoim fachu jedną zasadą: konflikt napędza akcję. – A w scripted docu każda scena oparta jest na konflikcie. Bohaterowie nie unikają konfrontacji. To sprawia, że widz dość szybko identyfikuje się z bohaterem, jego dążeniami i problemami. Oglądając, przekonuje się, jak radzą sobie inni – tłumaczy Kruk.

Z kolei prof. Maciej Mrozowski, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej, uważa, że kluczem do zrozumienia popularności tego typu produkcji jest skład socjodemograficzny ich odbiorców, bo widownia inscenizowanych dokumentów to osoby powyżej 50. roku życia, z małych miejscowości, z wykształceniem podstawowym.

Sukces docu fiction dowodzi jednak przede wszystkim tego, że Polacy lubią oglądać „prawdziwe życie" swoich sąsiadów. Ku zaskoczeniu producentów i stacji okazało się, że doskonała codzienność idealnych bohaterów większości seriali fabularnych przegrywa z szarym i mało medialnym życiem polskiej prowincji. Bohater udawanych reportaży ma zmarszczki i siwe włosy. Dlatego łatwiej się z nim identyfikować.

Eksperci podkreślają, że produkcje typu scripted docu stały się alternatywą dla seriali aspiracyjnych, czyli właśnie takich, które pokazują świat luksusowy, do którego większość społeczeństwa nie ma dostępu i o którym może tylko pomarzyć. W produkcjach typu „Dlaczego ja?" czy „Pamiętniki z wakacji" występują amatorzy, zaś lokalizacje to prawdziwe polskie mieszkania, a nie specjalnie zaprojektowane pastelowe wnętrza z „drogimi meblami ze sklepu IKEA", jak stwierdziła uczestniczka wywiadu grupowego na temat scripted docu. Za kostiumy służą tu oczywiście ubrania z prywatnej garderoby uczestników.

Taki zabieg sprawia, że prezentowane historie wydają się prawdziwe i „takie życiowe" – tłumaczy Agnieszka Kruk.

Nastroje widzów świetnie rozumie wiceszef telewizyjnej jedynki Andrzej Godlewski: – Oglądając te pseudodokumenty, widzowie mają nieodparte wrażenie, że są świadkami prawdziwych wydarzeń. To bardzo angażuje.

Wielu widzów wierzy wręcz, że ma do czynienia z reportażem. Są przekonani, że to się dzieje naprawdę. Mogą kłócić się do upadłego, że oglądali prawdziwą historię. Za nic nie przekona ich argument, że w napisach końcowych pojawiają się personalia scenarzysty.

Dobry scenariusz i niskie koszty

Tymczasem w rzeczywistości pseudoreportażami rządzą nie byle jakie scenariusze. Producenci i scenarzyści są zgodni, że to kolejny klucz do sukcesu tego typu formatu telewizyjnego.

O oglądalności decydują historia, dobrze napisany scenariusz, w którym widzowie mogą odnaleźć swoje problemy i równocześnie odpowiedź, jak je rozwiązać. Jeśli opowieść jest mocna i dobrze napisana, każdy odnajdzie w niej coś dla siebie. Jeżeli są emocje i prawda, a nie melodramaty, to ludzie chcą to oglądać – mówiła reżyser Teresa Kotlarczyk przy okazji debiutu „Ukrytej prawdy".

Agnieszka Kruk dodaje, że wobec takich mocnych historii widz rzadko pozostaje obojętny. – Bohaterowie przedstawieni są klarownie, znamy ich cele i potrzeby, rozumiemy przeszkody, które napotykają. Odcinki są gęste od zwrotów akcji, dzięki czemu opowieść rozwija się bardzo dynamicznie – uważa scenarzystka.

Docufiction mają jeszcze jedną zaletę: są tanie w produkcji. – Jak zauważył jeden z niemieckich medioznawców, tańsze jest tylko amatorskie porno – żartuje Andrzej Godlewski. Wyprodukowanie jednego odcinka paradokumentu jest w przybliżeniu pięciokrotnie tańsze niż produkcja odcinka serialu fabularnego, a zyski z reklam takie same. Nic więc dziwnego, że stacje telewizyjne upychają te produkcje we wszystkich ramówkach. Na emisję docufiction nie zdecydowała się do tej pory jedynie telewizja publiczna. To z kolei dziwi Tamarę Aagten-Margol: – 99 proc. tych produkcji kończy się happy endem. Do tego widz dostaje wiele wskazówek od profesjonalistów, np. prawników, lekarzy, policjantów, a to dla misyjnej TVP powinno być zaletą. Nie mówiąc już o tym, że za pieniądze wydane na produkcję jednego odcinka „misyjnych" programów takich jak „Taniec na lodzie" albo „Bitwa na głosy" można zrobić około 15–20 odcinków serialu paradokumentalnego, który miałby oglądalność dwukrotnie większą – zauważa producentka. Reprezentujący telewizję publiczną Andrzej Godlewski odpowiada: – Żeby te audycje mogły odnieść sukces, stacje muszą godzić się na epatowanie nadmiernie ostrymi konfliktami, agresją i łamaniem tabu. My w Jedynce nie jesteśmy na to gotowi.

Telenowela hybrydowa

Nie zanosi się na to, że scripted docu szybko znikną z naszych anten. Na razie nie pozwoli na to kryzys. Stacje tną budżety, spadają dochody z reklam, a coś telewidzom pokazywać trzeba. Zwolennicy seriali fabularnych nie powinni się jednak niepokoić. Produkcje typu docufiction nie wypchną z rynku „Lekarzy" i „M jak Miłość", te ostatnie uważa się bowiem za lepszy rodzaj telewizji i popyt na nie nie zniknie.

Tym, którzy nie lubią paradokumentów, przyjdzie po prostu poczekać na moment, kiedy moda na docufiction przeminie, bo tym rynkiem, jak każdym innym, rządzą trendy. A te zmieniają się coraz szybciej. Gdy polscy widzowie z wypiekami na twarzy śledzą produkcje docufiction, niemieccy producenci wymyślili już kolejną nowość. To telenowela hybrydowa. Twór powstały z połączenia gatunków: telenoweli, docufiction i reality show. W Niemczech „Tag & Nacht Berlin" na nowo przyciągnął przed telewizory młodszą część widowni, która z zainteresowaniem zaczęła śledzić losy niemieckich studentów mieszkających pod jednym dachem. Do uruchomienia tego formatu w Polsce szykują się już producenci i dojrzewają stacje telewizyjne. – Telenowela hybrydowa to dla nas nowe wyzwanie. Przy tej produkcji trzeba zaangażować jeszcze więcej technologii, potrzebna jest jeszcze lepsza logistyka i organizacja. Mam nadzieję, że już niebawem ogłosimy wejście na antenę nowej produkcji – mówi Tamara Aagten-Margol. O tym, że tak się stanie, jest również przekonana Agnieszka Kruk: – Polska szybko dostosowuje się do nowej rzeczywistości. Wbrew powszechnemu u nas narzekaniu uważam, że jesteśmy elastyczni i otwarci na nowości. Serial hybrydowy to prawdopodobnie kolejne wyzwanie, z jakim w najbliższej przyszłości zmierzą się nasi producenci. Czy już na wiosnę, czy może dopiero jesienią? Na ten temat stacje milczą. Wiadomo – widza, jak zawsze, trzeba zaskoczyć.

Scripted documentaries (zainscenizowane dokumenty – przyp. red.) powstały w Niemczech z potrzeby zastąpienia kosztownego reportażu tańszą podróbką. Widzowie od zawsze lubili zaglądać przez oko kamery do cudzego domu. Producenci telewizyjni tworzyli więc dokumenty z życia wzięte, np. reportaże z sali porodowej, chrzcin czy ślubu. Jednak ich przygotowanie sporo kosztowało. Trzeba było zgromadzić na taśmach wiele godzin materiału filmowego, które następnie przeglądał sztab ludzi, by w końcu wybrać to, co najciekawsze, i zmontować materiał. Ten sposób przygotowania filmu nigdy nie gwarantował dostatecznych emocji, które wciągnęłyby widzów, bo też nikt z ekipy nie miał na nie, jak to w życiu, wpływu. Praktyczni i oszczędni Niemcy wpadli więc na pomysł, żeby nad emocjami zapanować, a ciekawą historię, która „udawałaby" dokument, po prostu wymyślić i kazać ją odegrać zwykłym ludziom, płacąc im za to jak aktorom. I dopiero tak doprawiony „reportaż" zaserwować widzom.

Pozostało 88% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu