I rzeczywiście – nagle jak makiem zasiał. Nie wiadomo, czemu przestała mówić i próbuje się uśmiechać. Cisza nie do wytrzymania. Wreszcie nie wytrzymuje i ona. Zaczyna gwałtownie machać, jakby kogoś pozdrawiała. Może coś połknęła? Nie, to tylko próba mikrofonu. Tyle że poszła na żywo. Przykład drugi – z TVP 1. Pani od pogody mówi: „Może będę nudna, ale opony trzeba zmienić na zimowe”. Miała powiedzieć, że będzie powtarzać do znudzenia, ale jej nie wyszło. Skąd to wiemy? Bo kiedy pojawiają się napisy końcowe, prowadząca „Wiadomości” posyła jej karcące spojrzenie, a z ruchu jej warg można odczytać: „Mo-że-bę-dę-nud-na”.

Potem do studia wpada facet z kartką i też huzia na pogodynkę. Mikrofony dawno wyłączone, a napięcie ciągle rośnie. Przykład trzeci – z TVP Info. Zziębnięta dziennikarka rozdrapuje rany w gorącym temacie „Zima zaskoczyła drogowców”. Wsuwa mikrofon do auta, gdzie telepie się z zimna półżywa bidulka w czapce na oczach. „Jak się jeździ po śliskiej drodze?” – pada pytanie. No, to teraz będą musieli „wypipkać” co drugie słowo – pomyśli każdy, kto jeździł po śliskiej drodze i pamięta swoje komentarze.

Bidulka poprawia czapkę, zaczyna poruszać ustami i... nie słychać ani słowa. Ktoś powie: zwyczajne usterki. A ja wierzę, że to telewizja przyszłości. Marzę o takiej telewizji za każdym razem, kiedy na małym ekranie pojawia się gwiazda pokroju Mateusza Damięckiego i zaczyna mówić... Zresztą, niech sam powie. „W sambie miałem rozpiąć kamizelkę założoną na goły tors. Zgodziłem się założyć ją na goły tors, ale nie zgodziłem się, żeby była rozpięta. Nie widziałem potrzeby, żeby korzystać z takiego chyba dość taniego chwytu. Ja jeszcze w tym programie koszuli nie zdjąłem. To jest poziom, którego bez wyraźnego artystycznego uzasadnienia nie przekroczę”. Poziom wysoki – dodajmy. Zdecydowanie powyżej uszu.