Całkiem zwyczajna gwiazda

Jako aktorka nie mam obaw. Gram już matki dorosłych dzieci, za jakiś czas będę grała babcie. To interesujące zmiany, każdy wiek niesie przecież coś nowego i pięknego

Aktualizacja: 20.12.2007 16:35 Publikacja: 20.12.2007 13:49

Całkiem zwyczajna gwiazda

Foto: Rzeczpospolita

Rz: Lindsay Lohan, która wystąpiła z panią w ostatnim filmie Roberta Altmana „Ostatnia audycja”, mówiła dziennikarzom, że wielkim przeżyciem była dla niej możliwość znalezienia się na planie razem z panią. Inne młode aktorki też często wyznają, że jest pani dla nich niedoścignionym wzorem profesjonalizmu. Jak się pani czuje w roli filmowej ikony?

Meryl Streep:

Nie będę się krygować i udawać, że nic o tym nie wiem. Rzeczywiście często słyszę od młodszych koleżanek, że chciałyby pokierować swoją karierą podobnie jak ja. Wcale mnie to nie krępuje, odwrotnie: czuję się szczęśliwa. Sama też kiedyś miałam takie wzorce. Na przykład niezwykłą, fenomenalną Genę Rowland. Myślę zresztą, że dzisiejszym debiutantkom nie jest łatwo. Świat się zmienił, kino się zmieniło. I dziewczyny, nawet marząc o ambitnych rolach, muszą poddawać się regułom rynku, który przypomina supermarket. Wszystko ma na nim swoją cenę, wszystko potrzebuje reklamy, żeby się sprzedać. Więc co bardziej zdeterminowane kandydatki na gwiazdy sprzedają swoją prywatność, swoją duszę. Czasy, w których ja zaczynałam, były przyjaźniejsze. Może dlatego mogłam założyć dom, urodzić czworo dzieci i mimo to pozostać aktorką...

Co pani mówi wpatrzonym w panią dziewczynom, z którymi spotyka się przy różnych filmach?

A cóż miałabym im mówić? To nie jest proste. Jak miałam 30 lat, to czytałam scenariusz i od razu wiedziałam, jak mam grać. Dzisiaj tonę w wątpliwościach. Robię trzy duble i zastanawiam się, czy przybrałam najwłaściwszy ton. Na szczęście zresztą dzisiejsza młodzież zwykle świetnie wie, o co jej w życiu chodzi, a ja nie mam natury kaznodziei. Natomiast staram się być życzliwa. Sama zawsze wspominam Jane Fondę, którą spotkałam przy „Julii”. Ona była już wówczas wielką gwiazdą, ja — aktorką początkującą i zupełnie nieznaną. A jednak Jane nigdy nie dała mi odczuć swojej wyższości. Zwracała się do mnie z przyjaźnią i serdecznością, które były mi wtedy bardzo potrzebne i dodały skrzydeł. Dlatego staram się młode aktorki traktować podobnie, jak mnie wtedy potraktowała Jane.

A gdyby spytały, czym po tych wszystkich latach jest dla pani aktorstwo?

Odpowiedziałabym, że wielką przygodą, która trwa całe życie. To brzmi naiwnie i banalnie, ale żaden inny zawód nie stwarza człowiekowi możliwości przeżywania życia stale od nowa i to na dodatek w różnych odmianach. A poza tym w aktorstwie zdarzają się niezwykłe chwile: jest na przykład taki moment, gdy człowiek nagle doznaje olśnienia i zaczyna rozumieć swojego bohatera. Wtedy przestaje się męczyć i wydaje mu się, że frunie. Dla takich chwil warto żyć. Nie mówiąc już o tym, że różne role zmuszają do wiecznego uczenia się rozmaitych rzeczy: a to podstaw gry na fortepianie, a to fechtunku, a to kroków tańca albo jazdy konnej.

W „Ostatniej audycji” zdecydowała się pani sama zaśpiewać. To była trudna decyzja?

Ogromnie, ponieważ nie mam dobrego głosu. W domu na przykład nigdy nie wolno było mi śpiewać, bo dzieci się ze mnie śmiały i zatykały uszy. Jak chciałam sobie coś zanucić, musiałam czekać, aż wszystkie wyjdą z domu. A że trochę ich mam, to rzadko się zdarzało, by w domu nie było żadnego. No, to wreszcie zabawiłam się na planie. Zastanawiałam się tylko, czy widzowie to zniosą. Ale to w końcu country, gdzie najważniejszy jest temperament, a tego mi nie brakuje. Chyba jakoś się udało. To są właśnie niespodzianki, jakie może przynieść człowiekowi ten zawód. Czy ja inaczej miałabym okazję zaśpiewać publicznie?!

Aktorstwo wyniosło panią na szczyt. Ale czy ono nigdy pani nie nuży? Wielu pani wybitnych kolegów szuka nowych zajęć. Niektórzy — jak Clint Eastwood czy Robert Redford — reżyserują, inni — jak Tim Robbins i Susan Sarandon — biorą czynny udział w życiu politycznym. Ba, zdarza się, że aktorzy — od Reagana po Schwarzeneggera — rządzą Ameryką.

I nawet czasem nieźle im ta rola wychodzi. Następny będzie zapewne Tom Hanks. Ale ja dziękuję. Pasuję. Wolę żyć spokojnie. Zwłaszcza że czas nie stoi w miejscu.

Wielokrotnie mówiła pani, że godzi się pani ze zmianami, które on niesie i nie chce się pani poddać żadnym operacjom plastycznym. Naprawdę jako aktorka nie boi się pani starzenia?

Boję się zmarszczek i zmęczonej cery jak każda kobieta. To chyba normalne. Pewnego dnia stajemy przed lustrem i pytamy same siebie: „To ja? Gdzie się podziała tamta dziewczyna, która kiedyś stała naprzeciwko, kiedy rano myłam zęby?”. Ale jako aktorka nie mam obaw. Gram już matki dorosłych dzieci, za jakiś czas będę grała babcie. To interesujące zmiany, każdy wiek niesie przecież coś nowego i pięknego. Nigdy nie byłam typem seksbomby i nie na gładkiej skórze i zgrabnej sylwetce budowałam zawodową pozycję. W młodości przeżywałam więcej trudnych chwil, martwiąc się, że mam za długi nos i kilka innych mankamentów urody. Dziś zresztą myślę, że ta niepewność własnej atrakcyjności uchroniła mnie od walki o pozycję kociaka na „mięsnym” rynku Hollywood. Ale z pewnością dzisiaj mam więcej wyrozumiałości dla siebie niż wtedy. Dlatego odpowiem: „Utyłam 8 kilo i nie zamierzam oszukiwać ani siebie, ani widzów, że nic się we mnie od 40 lat nie zmienia. Ale z kolei przybyło mi trochę doświadczenia i życiowej mądrości. Nie, jako aktorka nie boję się starzenia.

A w ogóle boi się pani czegoś?

Ależ oczywiście. Moje największe i częściowo podświadome lęki łączą się z dziećmi. Tego nie zrozumie nikt, kto ich nie ma. Ale każda matka, nawet najbardziej nowoczesna, zna takie uczucie: „Jest 11 w nocy. Córka nie wraca, a miała być o ósmej. Czy coś się nie stało?” Albo: „Boże, co by było, gdyby mnie zabrakło? Dzieci jeszcze tak mnie potrzebują...”. Psycholog powiedziałby, że w takim myśleniu jest patologia i nadwrażliwość. Ale w chwili szczerości do podobnego strachu przyzna się co druga matka. Więc specjalnie się nie wyróżniam. No i próbuję z tym walczyć, bo wierzę zresztą, że ludziom powinny towarzyszyć dobre myśli. Jak się głośno mówi o swoich lękach, to można coś wykrakać. Dlatego lepiej myśleć pozytywnie.

Należy pani do najbardziej wziętych aktorek Hollywoodu, a jednak ma pani do fabryki snów dystans. Co więcej, zawsze pani powtarza, że jest normalną kobietą, która prasuje mężowi koszule.

Te koszule, mąż, dzieci, dom w Connecticut, a nie w Malibu, pomagały mi zawsze zachować zdrowy rozsądek i życiową równowagę. Poza tym nie chciałam zniszczyć dzieci, uważałam, że nie mogę ich chować w złotej klatce. Wolałam im zaoferować w miarę zwyczajne życie.

Czy potem, gdy starsze dzieci wyszły już z domu, nie miała pani ochoty przeprowadzić się wreszcie do Los Angeles?

Ani przez chwilę o tym nie myślałam. Owszem, postanowiliśmy zmienić miejsce zamieszkania, ale na Nowy Jork, bo tam miałam bliżej do rodziców. I do teatrów Broadwayu, a od dawna marzyłam, żeby zagrać na scenie.

To prawda, że sprowadziła się tam pani dwa dni przed tragedią World Trade Center?

Tak. Przeżyliśmy straszny szok, ale to tylko jeszcze bardziej związało nas z miastem. Dzisiaj znów czuję się w Nowym Jorku jak u siebie, jak w dzieciństwie. Uwielbiam łazić po Manhattanie, jeżdżę metrem, chodzę do Central Parku. Jak za starych, dobrych czasów.

„Ostatnia audycja” także opowiadała o wartościach tamtych „starych, dobrych czasów”. O ludziach, którzy tworzyli znaną prowincjonalną audycję radiową. Prostych, ale pięknych — przyjacielskich, życzliwych dla siebie nawzajem. Jest w tym filmie bardzo dużo nostalgii. Także pani własnej?

Tę nostalgię widzą w filmie Altmana głównie widzowie z Europy. Ja na to patrzę inaczej. W wielu filmach, które stają się przebojami na całym świecie, my Amerykanie pokazujemy się od najgorszej strony. Wielka machina dystrybucyjna potrzebuje papki jak z McDonald’s. Poza tym świat rzeczywiście oszalał i nic już nie jest tak proste jak kiedyś. Ale „Ostatnia audycja” nie jest filmem z zamierzchłej przeszłości. Altman sportretował ludzi, którzy wypowiadają się poprzez muzykę, zachowują życzliwość, humor i ludzkie odruchy. I bardzo chcę wierzyć, że nie jest to opowieść o minionym świecie. Dla mnie to przede wszystkim film o Amerykanach, o tym, co w nas najlepsze. Choć czasem o tym zapominamy, tacy naprawdę jesteśmy.

Wielu krytyków uważa ją za największą współczesną aktorkę, reżyserzy twierdzą, że potrafi zagrać wszystko. Meryl Streep jest rzeczywiście zjawiskowa. Ma dwa Oscary i 14 nominacji, a także pięć Złotych Globów (20 nominacji) oraz nagrody aktorskie w Berlinie i Cannes. Największe kreacje stworzyła w „Łowcy jeleni”, „Sprawie Kramerów”, „Kochanicy Francuza”, „Wyborze Zofii”, „Chwastach”, „Pożegnaniu z Afryką”, „Pocztówkach znad krawędzi”, „Domu duchów”, „Wydarzyło się w Madison County”, „Adaptacji”, „Godzinach”, „Diabeł ubiera się u Prady”.

W ostatnich latach rozmawiałam z nią kilka razy. Za każdym razem była inna, jakby podobna do bohaterki filmu, który promowała. Po „Diable...”, gdzie grała Annę Wintour – piękna i elegancka, po „Kandydacie” stanowczym tonem, rzeczowo opowiadała o swoich fascynacjach światem polityki. A kiedy spotkałyśmy się po filmie Roberta Altmana „Ostatnia audycja”, sprawiała wrażenie zupełnie zwyczajnej kobiety. Ona sama zresztą twierdzi, że właśnie na tej zwyczajności – zwłaszcza w prywatnym życiu – zależy jej najbardziej.

Od ponad ćwierćwiecza jest żoną rzeźbiarza Dona Gummera, z którym ma czworo dzieci. Długo mieszkali w Connecticut, w 2001 r. przeprowadzili się do Nowego Jorku.

Rz: Lindsay Lohan, która wystąpiła z panią w ostatnim filmie Roberta Altmana „Ostatnia audycja”, mówiła dziennikarzom, że wielkim przeżyciem była dla niej możliwość znalezienia się na planie razem z panią. Inne młode aktorki też często wyznają, że jest pani dla nich niedoścignionym wzorem profesjonalizmu. Jak się pani czuje w roli filmowej ikony?

Meryl Streep:

Pozostało 96% artykułu
Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu