Kamera skręca w stronę blondynki, a ta wybucha spazmatycznym płaczem. Łzy stały się towarem niezwykle pożądanym przez telewizyjnych producentów. W jednym z odcinków programu „Mam talent” w TVN jak na zawołanie płakali jurorzy, 11-letnia uczestniczka oraz jej mama. Dziewczynka z małego miasta przejmująco zaśpiewała „Dziwny jest ten świat” Niemena, a na pytanie, dlaczego płacze, odpowiedziała, że ze szczęścia – bo jurorzy przepuścili ją do następnego etapu. Wydawać by się mogło, że nie ma w tym nic z „łzawego” marketingu, gdyby nie fakt, że dzieci w telewizji śpiewały od zawsze – choćby w programie „Od przedszkola do Opola”. Tyle że tam dominuje nastrój zabawy i przygody, a z porażki nie robi się tragedii. W „Mam talent” to się zdarza. Oddając jednak sprawiedliwość jego twórcom, trzeba przyznać, że nowy show TVN na ogół ogląda się bez zażenowania, co na polskim rynku telewizyjnym już samo w sobie jest sukcesem.

Tymczasem konkurencja w postaci polsatowskiej „Fabryki gwiazd”, z udziałem młodych pasjonatów śpiewania, to katastrofa. Dla wywołania łez uczestników wprowadza się ich w stan permanentnego roztrzęsienia. Budowaniu napięcia służą obszerne prezentacje przygotowań piosenkarzy do występu, mające więcej wspólnego z reality show niż podglądaniem kulis programu. Dowiadujemy się, że uczestnicy show „przekraczają granice, a potem w trudnych chwilach mają tylko siebie”, że „Marta przeryczała cały program”, że producent „Fabryki gwiazd” pokazał jednemu z wokalistów, co wypisują o nim internauci. „Kochani, wybaczcie mi to, co zrobiłem pięć lat temu, bo moi rodzice już mi wybaczyli...” – łka na wizji młodzieniec. Jurorka Kayah próbuje pocieszać śpiewającą młodzież, ale to tak, jakby nagle psychoterapeutka wzięła się za arie operowe.

No, po prostu – płakać się chce.