Upośledzenie umysłu jako rozrywka przekazywana przez media

Dobrze być przygłupem. Życie i międzyludzkie stosunki nie stwarzają problemów, nikt niczego nie wymaga. Toteż osoby pokarane wszystkimi klepkami robią, co w ich mocy, żeby ten defekt ukryć.

Publikacja: 03.10.2008 21:22

Ten trend lansują media i tabloidy, obecne wyrocznie smaku oraz intelektualnego poziomu. Chorobą niedouctwa zaraziły się programy do niedawna stawiające sobie i odbiorcom pewne intelektualne wymagania. Bo dziś dyskryminacja osobników z IQ poniżej 90 uchodzi za politycznie niepoprawną. Komu się wypsnie zakazany termin: „kultura wysoka” czy, nie daj Bóg, „elitarna”, ma przechlapane: nie jest trendy.

Radiowa Trójka, ongiś azyl dla inteligentów, też ustawiła się frontem do ciemniaka. Nawet audycje poświęcone kulturze serwowane są w takiej formie, żeby załapał się na nie każdy osobnik szczególnej troski. Majstersztyk to programy muzyczne. Zwerbowano kadry, którym język ojczysty jest obcy, za to płynnie posługują się angielskim. Zasób słów – góra 500. Ykanie, meczenie i inne nieartykułowane dźwięki wydawane na antenie są jak najbardziej w dobrym tonie. Oraz wyraźnie słyszalny język migowy. Co do składni – im bardziej karkołomna i na przekór gramatyce, tym lepiej.

Najważniejsze jednak to banał wygłaszanych przy otwartym mikrofonie myśli. Erudycja zakazana. Dopuszczane jedynie konstatacje z gatunku wyważania otwartych drzwi. Przodują w tym spece od muzyki. Ostatnio jeden z nich objawił mi głęboką prawdę: oto byłe trio, obecnie kwartet, „wygenerował większą polifonię”. Nigdy bym na to nie wpadła. Ten sam mistrz mowy polskiej wyznał publicznie: „ośmielę się wyartykułować na antenie prośbę do zespołu: trzeba pisać dobre piosenki”. Święte słowa, panie dobrodzieju!

Fajnie być medialnym głupkiem. Zawodowa poprzeczka ustawiona na poziomie kolan, ale samozadowolenie niebotyczne.

Trójka daje takim szansę. Wysyła w teren, gdzie dzieje coś się kulturalnego. Na przykład – na festiwal filmowy do San Sebastian. Trafiła tam dwójka reporterów: Agnieszka Obszańska i Michał Nogaś. Pojechali zupełnie nieprzygotowani na spotkanie ze światem kina. Ale co tam! Grunt to tupet. Jak przystało na ignorantów, postawili na radosną improwizację. „Mamy tu wystawę najsłynniejszych aktorów hiszpańskich, których oczywiście nie znam” – bezkompleksowo zwierzył się Nogaś słuchaczom. Innym razem dopytywał dyrektora festiwali, czy Almodóvar zapisał się czymś szczególnym w czasie któregoś z festiwali. Może, na przykład, zdemolował hotelowy pokój? Wypowiedzi tłumaczone były na żywo. Najpierw wersja hiszpańska in extenso, potem to samo po polsku. A czas antenowy sobie kapał.

Doprawdy, fascynująca korespondencja.

Zdebilnienie dawno już dotknęło telewizję. Sądziłam jednak, że przed zarazą obroni się bodaj program literacki. Skądże. Teraz probierzem nowoczesności jest pozbawienie audycji sensu. Żeby było niekonwencjonalnie. W ostatniej „Hurtowni książek” Agnieszka Wollny-Hamkało zwierzała się na ucho Billowi Johnstonowi. Intymnie komentowała „Po rozstaniu” Zerui Shalev. Z ich poufnych szeptanek nikt nic nie rozumiał i to właśnie było cool.

Skądinąd wiem, że obydwoje prowadzący to osoby niegłupie. Nie dało się wszakże zauważyć tego na wizji. 20-minutowy magazyn w całości zbudowany został z nietrzymających się kupy, luźnych dywagacji wokół księgarskich aktualiów. Clou kretynizmu zachowano na deser. Gospodarze programu postanowili uczcić sukces Katarzyny Grocholi – jej najnowsze romansidło „Upoważnienie do szczęścia” zajęło drugie miejsce w rankingu publiczności. Grupa w składzie Hamkało-Johnston wyszła przed budynek hurtowni, gdzie mieli odbezpieczyć i skonsumować szampana.

Żeby było śmieszniej, pani Agnieszka odgrywała pierwszą naiwną. Że niby nie wie, jak to zrobić. Pan Bill podjął się roli mentora. Gdy zbiorowym wysiłkiem oddrutowali korek, napój zrobił „pszyyyt” i popłynął cienką, bynajmniej nie wystrzałową, strugą. Jak mocz staruszka cierpiącego na prostatę. Sukces adekwatny do szampańskiej zabawy serwowanej przez popprogramy z ambicjami.

A tak serio: wysoka kultura oblana sosem tandety nie smakuje nikomu. Po takim daniu wszystkim zbiera się na wymioty. Kaca mają ci, którzy wbrew sobie przymilają się do głupszych. A owi też nie czują się komfortowo – instynktownie wyłapują fałsze. To jak z dziećmi, które nie cierpią ciućkających ciotek. Tylko że ciotkom wydaje się inaczej.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/malkowska/2008/10/03/uposledzenie-umyslu-jako-rozrywka-przekazywana-przez-media/]blog.rp.pl/malkowska[/link]

Ten trend lansują media i tabloidy, obecne wyrocznie smaku oraz intelektualnego poziomu. Chorobą niedouctwa zaraziły się programy do niedawna stawiające sobie i odbiorcom pewne intelektualne wymagania. Bo dziś dyskryminacja osobników z IQ poniżej 90 uchodzi za politycznie niepoprawną. Komu się wypsnie zakazany termin: „kultura wysoka” czy, nie daj Bóg, „elitarna”, ma przechlapane: nie jest trendy.

Radiowa Trójka, ongiś azyl dla inteligentów, też ustawiła się frontem do ciemniaka. Nawet audycje poświęcone kulturze serwowane są w takiej formie, żeby załapał się na nie każdy osobnik szczególnej troski. Majstersztyk to programy muzyczne. Zwerbowano kadry, którym język ojczysty jest obcy, za to płynnie posługują się angielskim. Zasób słów – góra 500. Ykanie, meczenie i inne nieartykułowane dźwięki wydawane na antenie są jak najbardziej w dobrym tonie. Oraz wyraźnie słyszalny język migowy. Co do składni – im bardziej karkołomna i na przekór gramatyce, tym lepiej.

Telewizja
Międzynarodowe jury oceni polskie seriale w pierwszym takim konkursie!
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu