Od kiedy w latach 80. na dużym ekranie, a potem w telewizji triumfy święcił najsłynniejszy filmowy archeolog – Indiana Jones, chyba każdy choć przez chwilę marzył o tym, żeby jak on przetrząsać piaski pustyni w poszukiwaniu zaginionej Arki Przymierza albo pokonywać nazistów w wyścigu po świętego Graala...
Zauroczenie Indianą Jonesem, a dokładniej – grającym go Harrisonem Fordem, zostało mi do dziś, ale znam i takich, dla których to był początek czegoś znacznie poważniejszego. Perypetie dzielnego Indiany rozbudziły w nich taki głód przygód, że sami postanowili spróbować i zostali archeologami.
Może ze Scottym Moore’em było podobnie? Gospodarz nowej dokumentalnej serii – też bardzo przystojny, nieustępliwy i pełen pasji – wydaje się mieć wiele wspólnego z bohaterem kultowych filmów o Indianie Jonesie. Zasadnicza różnica? Moore jest prawdziwym archeologiem, a nie fikcyjną postacią.
Każdy z odcinków to wyprawa w najdalsze zakątki świata tropem jakiejś starożytnej zagadki kryminalnej albo legendy. Tu też dostęp do „skarbu” – którym jest np. bardzo stara, świetnie zachowana mumia albo ludzki szkielet – utrudniają najróżniejsze przeszkody: bujna roślinność, groźne zwierzęta, kapryśna pogoda... Jednak w przeciwieństwie do filmów przygodowych tu wszystko dzieje się naprawdę.
Scotty Moore odwiedza niezwykłe miejsca, takie jak starożytne cmentarzysto Sakkora nazywane Miastem Umarłych w Egipcie czy wyspa Koror na Pacyfiku, nie omija też Europy – jedzie m.in. do Szkocji i Islandii.