O radiu mówi się ciszej

Krzysztof Zaleski, szef Teatru Polskiego Radia

Publikacja: 26.05.2008 11:52

Krzysztof Zaleski

Krzysztof Zaleski

Foto: Rzeczpospolita

RZ: W czym tkwi dziś siła Teatru Polskiego Radia?

Krzysztof Zaleski: – W tym, że jesteśmy po Teatrze Telewizji największą sceną teatralną w Polsce. Możemy co kilka dni prezentować najrozmaitsze gatunki dramatyczne. Staramy się nie gubić pulsu współczesności. Nie stronimy od dobrej rozrywki. I pamiętamy o arcydziełach. Pojawiło się zamówienie dotyczące zbudowania nowego, radiowego kanonu klasyki polskiej. Pierwszą serię mamy za sobą. Cieszę się, że coraz chętniej współpracują z nami także reżyserzy filmowi i z tego, że po wielu latach przerwy znowu możemy gościć co tydzień w Programie III Polskiego Radia przez pół godziny. Ktoś powie, że to niedużo, ale tempo życia słuchaczy jest dziś inne niż przed dekadą. Myślę, że powoli będziemy zmierzać do tego, by tylko w wyjątkowych wypadkach nasze spektakle przekraczały godzinę. Musimy reagować na zmiany. Oparci mocno na skale tradycji, ale otwarci na młodego odbiorcę.

Księgarnie oferują dziś książki czytane przez aktorów i wydawane na płytach. Myśli pan, że audiobooki są szansą na rozwój radiowego teatru?

Mam pewne obawy. Boję się byle jakiego czytania. Liczę jednak na to, że radiowa publiczność jest przyzwyczajona do wysokiego poziomu i nie zadowoli się byle czym. Oczywiście, życzyłbym sobie naszej większej aktywności na rynku audiobooków. Aż się prosi, by wydać np. „Drogę donikąd” Józefa Mackiewicza, którą czyta teraz w Dwójce Mariusz Benoit. Moim zdaniem sięga wyżyn sztuki aktorskiej. Musimy jednak zdać sobie sprawę, jak bardzo ograniczają nas środki finansowe. O radiu mówi się ciszej niż o telewizji, bo dysponuje niewielkim budżetem. Stąd nasze kłopoty, np. przy realizacji słuchowisk według polskiej literatury powojennej. Wiadomo, że musimy płacić autorom i związkom twór-czym, ale w wielu przypadkach na drodze stają spadkobiercy praw. Nie mamy funduszy, które by ich satysfakcjonowały.

Może zatem Dwa Teatry są dobrą okazją, by przypomnieć, że nie jest tak różowo...

Nasz podstawowy kłopot polega na tym, że nie wiemy, co nas czeka. Na razie dowiedzieliśmy się, że abonamentu nie będzie. A to, powiem krótko, oznacza, że nie będzie Teatru Polskiego Radia. A także Programu II i orkiestr radiowych. Drżę, że wybijający się dziennikarze Dwójki zostaną kupieni przez stacje komercyjne. Nie jest jednak moją rzeczą wydawać okrzyki Kasandry, więc zagrzewam wszystkich do pracy. Ale fakty są takie, że nie wiemy, co będzie dalej. Nikt nam nie powiedział, w jaki sposób będziemy finansowani, czy mamy dalej istnieć. Nikt nie zwrócił się z propozycją rozmowy na ten temat. Płyniemy w szarej mgle jak Argonauci. O co tu właściwie chodzi? Dlaczego akurat radio ma paść ofiarą politycznego zamieszania? Nie rozumiem, dlaczego rezygnuje się z abonamentu, gdy np. angielska BBC go podwyższa, przygotowując się do procesu cyfryzacji.

Jakie znaczenie ma zatem ten festiwal?

Pokazuje nasz dorobek i to, że nie mamy się czego wstydzić. Oczywiście, oceni to jury konkursu radiowego, które w tym roku musiało dokonać wstępnej preselekcji, bo wpłynęło wyjątkowo dużo zgłoszeń.

Nie boi się pan, że za rok może nie być Teatru Polskiego Radia?

To by znaczyło, że stajemy się peryferiami Europy.

RZ: W czym tkwi dziś siła Teatru Polskiego Radia?

Krzysztof Zaleski: – W tym, że jesteśmy po Teatrze Telewizji największą sceną teatralną w Polsce. Możemy co kilka dni prezentować najrozmaitsze gatunki dramatyczne. Staramy się nie gubić pulsu współczesności. Nie stronimy od dobrej rozrywki. I pamiętamy o arcydziełach. Pojawiło się zamówienie dotyczące zbudowania nowego, radiowego kanonu klasyki polskiej. Pierwszą serię mamy za sobą. Cieszę się, że coraz chętniej współpracują z nami także reżyserzy filmowi i z tego, że po wielu latach przerwy znowu możemy gościć co tydzień w Programie III Polskiego Radia przez pół godziny. Ktoś powie, że to niedużo, ale tempo życia słuchaczy jest dziś inne niż przed dekadą. Myślę, że powoli będziemy zmierzać do tego, by tylko w wyjątkowych wypadkach nasze spektakle przekraczały godzinę. Musimy reagować na zmiany. Oparci mocno na skale tradycji, ale otwarci na młodego odbiorcę.

Teatr
Kaczyński, Tusk, Hitler i Lupa, czyli „klika” na scenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Teatr
Krzysztof Warlikowski i zespół chcą, by dyrektorem Nowego był Michał Merczyński
Teatr
Opowieści o kobiecych dramatach na wsi. Piekło uczuć nie może trwać
Teatr
Rusza Boska Komedia w Krakowie. Andrzej Stasiuk zbiera na pomoc Ukrainie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Teatr
Wykrywacz do obrazy uczuć religijnych i „Latający Potwór Spaghetti” Pakuły