RZ: W czym tkwi dziś siła Teatru Polskiego Radia?
Krzysztof Zaleski: – W tym, że jesteśmy po Teatrze Telewizji największą sceną teatralną w Polsce. Możemy co kilka dni prezentować najrozmaitsze gatunki dramatyczne. Staramy się nie gubić pulsu współczesności. Nie stronimy od dobrej rozrywki. I pamiętamy o arcydziełach. Pojawiło się zamówienie dotyczące zbudowania nowego, radiowego kanonu klasyki polskiej. Pierwszą serię mamy za sobą. Cieszę się, że coraz chętniej współpracują z nami także reżyserzy filmowi i z tego, że po wielu latach przerwy znowu możemy gościć co tydzień w Programie III Polskiego Radia przez pół godziny. Ktoś powie, że to niedużo, ale tempo życia słuchaczy jest dziś inne niż przed dekadą. Myślę, że powoli będziemy zmierzać do tego, by tylko w wyjątkowych wypadkach nasze spektakle przekraczały godzinę. Musimy reagować na zmiany. Oparci mocno na skale tradycji, ale otwarci na młodego odbiorcę.
Księgarnie oferują dziś książki czytane przez aktorów i wydawane na płytach. Myśli pan, że audiobooki są szansą na rozwój radiowego teatru?
Mam pewne obawy. Boję się byle jakiego czytania. Liczę jednak na to, że radiowa publiczność jest przyzwyczajona do wysokiego poziomu i nie zadowoli się byle czym. Oczywiście, życzyłbym sobie naszej większej aktywności na rynku audiobooków. Aż się prosi, by wydać np. „Drogę donikąd” Józefa Mackiewicza, którą czyta teraz w Dwójce Mariusz Benoit. Moim zdaniem sięga wyżyn sztuki aktorskiej. Musimy jednak zdać sobie sprawę, jak bardzo ograniczają nas środki finansowe. O radiu mówi się ciszej niż o telewizji, bo dysponuje niewielkim budżetem. Stąd nasze kłopoty, np. przy realizacji słuchowisk według polskiej literatury powojennej. Wiadomo, że musimy płacić autorom i związkom twór-czym, ale w wielu przypadkach na drodze stają spadkobiercy praw. Nie mamy funduszy, które by ich satysfakcjonowały.
Może zatem Dwa Teatry są dobrą okazją, by przypomnieć, że nie jest tak różowo...